Quantcast
Channel: UWIELBIAM BYĆ KOBIETĄ
Viewing all 654 articles
Browse latest View live

PROASTIQ - krem dla zestresowanej skóry

$
0
0
Poznałam tę markę dzięki spotkaniu blogerek, które było organizowane jeszcze w lipcu 2014r. Pojawili się na nim również dwaj panowie, który opowiedzieli nam o swojej firmie i kosmetykach, które produkują. Jest to firma, która ma swoją siedzibę na Podkarpaciu (miło jest wiedzieć, że w moim województwie powstają nowe firmy, a zwłaszcza kosmetyczne). Dokładniej uściślając to w Sokołowie Małopolskim. Na razie w sprzedaży są dwa kremy: na dzień i na noc. Panowie mówili, że pracują też nad kremem pod oczy. 


Główny składnik aktywny, na którym oparte są te kosmetyki to ASTAKSANTYNA. Jest to substancja wytwarzana przez algi z gatunku Haematococcus pluvialis. Zaliczamy ją do karotenoidów, podobnie jak karoten występujący w marchewce. Stąd bierze się pomarańczowe zabarwienie tego kremu. Ale też na przykład mięso łososia ma taki kolor, ponieważ żywi się on tymi algami. Na stronie producenta znalazłam informację, że astaksantyna jest:
- 1000 razy silniejsza niż witamina C, 
- 500 razy niż witamina E
- i 10 razy niż beta-karoten

Producenci kremu Proastiq wykorzystali ją, aby chronić skórę przed skutkami stresu antyoksydacyjnego. Nie będę się tutaj o tym rozpisywać, ponieważ na stronie internetowej jest wszystko szczegółowo i w prosty sposób przedstawione. Nie widzę sensu, aby wszystko to tutaj kopiować. Znajduje się tam też test, który ma pomóc zbadać poziom zestresowania naszej skóry. Ja skupię się raczej na moich odczuciach ze stosowania tego kremu. 


Krem znajduje się w plastikowym opakowaniu typu airless, które jest bardzo higieniczne w użytkowaniu. Zaopatrzone jest ono w wygodną w użyciu pompkę. Opakowanie to ma prostą szatę graficzną, ale prezentuje się estetycznie i ładnie. Krem posiada bardzo niespotykany i ciekawy kolor - wpadający w pomarańcz. Można go też określić jako łososiowy. Kolor ten nie jest nadany za pomocą sztucznych barwników, tylko jednej z substancji aktywnych, a mianowicie astaksantyny. Po rozsmarowaniu pozostaje na skórze trochę tego koloru, dlatego przybiera ona nieco marchwiany odcień. Są osoby, którym to nie przeszkadza. Jeśli jednak chodzi o mnie, to nie lubię tego efektu, bo jako typowy bladzich wyglądam zbyt pomarańczowo. Na szczęście po pewnym czasie wchłania się to całkowicie i skóra nie ma już tego zabarwienia.


Krem ma bardzo lekką konsystencje. Trochę nieco jakby żelową. Łatwo i bez problemu się go rozsmarowuje. Zapach ma bardzo delikatny, a zarazem przyjemny. Do posmarowania nim twarzy i szyi potrzebuję dwie pompki. Co czyni go niestety mniej wydajnym. Rozsmarowywać trzeba go sprawnie, ponieważ szybko się wchłania. Nie pozostawia tłustej, ani błyszczącej warstwy. Tylko przez pewien czas barwi skórę na pomarańczowo. Stosuję go rano, ponieważ mam wersję kremu na dzień. Dostępna jest jeszcze wersja na noc, ale jej nie posiadam. Nie podrażnił mnie, ani nie uczulił. 

Trochę ciężko było mi się zabrać do napisania tej recenzji. O ile opisać konsystencje, zapach czy opakowanie nie jest problemem. To jednak ciężej jest mi opisać działanie tego kremu. Stres antyoksydacyjny powoduje, że cera jest zmęczona, bez blasku, ziemista i podatna na pojawianie się przedwczesnych oznak starzenia. Astaksantyna ma być silnym antyoksydantem, który ma "wyłapać" wolne rodniki. Trudno jest to zaobserwować tak "na oko". Raczej powinnam poddać moją skórę jakimś badaniom pod mikroskopem. To co udało mi się zaobserwować przez dwa miesiące jego używania to, że faktycznie skóra ma nieco ładniejszy kolor, nabrała trochę blasku i tak zdrowo wygląda. Krem ten nie wpłynął na pogorszenie stanu mojej skóry. Jednak jego działanie nie jest aż tak spektakularne, abym miała co jeszcze o nim pisać. Mogę za to wspomnieć, że główne składniki w nim zawarte to: naturalna astaksantyna, kwas hialuronowy oraz witamina E. Jest on przeznaczony do każdego rodzaju cery. Trudno jest mi podpisać się pod zdaniem, że polecam go wszystkim, zwłaszcza, że jest to krem należący do tych droższych. Producent oferuje próbki, które można kupić po 5 zł i wypróbować go samemu. Ja nie mówię, że krem jest zły, tylko po prostu są nieraz kosmetyki, których działanie można bardziej ewidentnie zauważyć.

Pojemność: 50 g

Cena: 74 zł

Dostępność: krem dostępny jest na stronie producenta. Nie widziałam tych produktów na razie nigdzie stacjonarnie.

Skład: Aqua, Caprylic/Capric Trigliceryde, Sodium Polyacrylate (and) Ethylhexyl Cocoate (and) PPG-3 Benzyl Ether Myristate (and) Polysorbate 20, Glycerin, Glycerin (and) Hydrolyzed Glycosaminoglycans (and) Hyaluronic Acid, Tocopheryl Acetate, Phenoxyethanol (and) Ethylhexylglycerin, Caprylic/Capric Trigliceryde (and) Astaxantin (and) Tocopherol, Parfum.

Słyszałyście już o tej firmie ???
A o kosmetykach z astaksantyną???

ShinyBox listopad 2014 - opinia

$
0
0
Wiem, że aktualnie jest już dostępny styczniowy ShinyBox. Ja jednak chciałabym powrócić na chwilkę do listopadowego. Nie napisałam do tej pory opinii na jego temat, a znalazły się tam dwa genialne produkty. W listopadowym pudełku było 5 pełnowymiarowych kosmetyków. Powstało we współpracy z marką Pewex. Nosi ono hasło: "Towar pierwsza klasa".

ORGANIQUE - złoty peeling cukrowy


Jest to jeden z dwóch produktów z tego pudełka, które mi się najbardziej spodobały. Peeling ten pochodzi z linii Eternal Gold. Ucieszyłam się z niego, ponieważ jakiś czas temu miałam peeling solny tej marki. Fajnie teraz było wypróbować cukrowy. Znajduje się on w ślicznym opakowaniu. Ma bardzo piękny zapach. Pachnie słodko, z lekką nutą wanilii, ale nie jest ten zapach zbyt mdły. Skóra po jego użyciu jest miękka, gładka, dobrze nawilżona i niepodrażniona. Ma bardzo fajną konsystencje. Jest ona lekka, coś jakby mus. Znajdują się w nim malutkie złote drobinki. Trochę się ich na początku obawiałam, że oblepią skórę, ale dobrze się je spłukuje. Peeling ten ma dobry skład. Wszystko w nim byłoby piękne i zachwycające, gdyby nie dwa małe szczególiki. Chętnie kupiłabym kolejny, gdyby nie to, że po pierwsze jest mało wydajny. Wystarczył mi na dłużej, bo starałam się nie używać go zbyt często i zbyt dużo na raz. Po drugie jego cena - opakowanie pojemności 200 g kosztuje aż 68 zł.


BANIA AGAFII - balsam do włosów: aktywator wzrostu


Na temat tych kosmetyków w saszetkach czytałam już kilka recenzji. Były one pozytywne, ale mimo to nie kwapiłam się jakoś, aby je wypróbować. Dobrze, że taka saszetka dołączona była do ShinyBoxa, bo dzięki temu odkryłam bardzo dobry produkt. Balsam ten nakładam na całą długość włosów. Producent zaleca na 2-3 minuty. Ja trzymam 5-10 minut. Już od pierwszego użycia moje włosy zrobiły się niezwykle miękkie, gładkie i sypkie. Na razie nie zaobserwowałam czy wpłynął na szybszy ich porost. Ale produkt ten im dobrze służy, dlatego zamierzam kupić jeszcze inne wersje. Zwłaszcza, że jest bardzo tani. Saszetka pojemności 100 ml kosztuje ok. 6 zł.


MARIZA - peeling do ust


Z peelingu tego w sumie też jestem zadowolona. Ma odpowiednią konsystencje. Nie jest zbyt zbity, a jednocześnie podczas nakładania na skórę nie osypuje się. Cukrowe kryształki masują skórę i wygładzają ją. Zaobserwowałam też właściwości nawilżające. Ma ładny pomarańczowy zapach. Jego pojemność to 10 ml, kosztuje ok. 10 zł.


JOKO - baza pod cienie


Baza ta w takim zwykłym codziennym makijażu sprawuje się nieźle. Cienie na niej ładnie wyglądają i dobrze się trzymają. Nie rolują się w załamaniach powieki. Ma kremową konsystencje, bez problemu się ją aplikuje. Niestety nie sprawdziła się u mnie w makijażu mocniejszym, wieczorowym. Nie przedłużyła trwałości cieni, które się dość szybko zrolowały. Dlatego używam ją tylko przy okazji dziennego makijażu. Baza ta ma pojemność 5 g i kosztuje 23 zł.


APC - cienie do powiek w kulkach (5 sztuk)


Cienie te mają neutralne i ładne kolory. Szkoda tylko, że są bardzo słabo napigmentowane. Na powiece dają tylko takie leciutkie muśnięcie. Są też aż nazbyt błyszczące. Dlatego ciężko jest je używać, bo do makijażu dziennego, bo są zbyt połyskujące, a do wieczorowego - zbyt słabe. Czasem używam je jako rozświetlacz na kości policzkowe. Trudno jest też je aplikować na pędzel, bo kuleczki uciekają i odsuwają się od pędzla. Opakowania połączone są ze sobą tworząc piramidkę. Niby jest to fajne rozwiązanie, bo wszystkie cienie są razem zebrane. Ja jednak mam problem z ich odkręcaniem, bo robią to dość opornie. Przeważnie nie da mi się odkręcić akurat tego koloru, którego bym chciała. W dodatku przeżyłam szok, że te 5 sztuk cieni kosztuje aż 65 zł.


NU - pielęgnujący zmywacz do paznokci w chusteczkach


Chusteczki te radzą sobie ze zmywaniem lakieru. Stanowią taki fajny gadżet. Ale ja nadal pozostaję zwolenniczką standardowych zmywaczy. Taki kartonik kosztuje 19 zł i zawiera 10 chusteczek.

********************

Było to moje ostatnie pudełko zakupione w ramach subskrypcji. Grudniowego boxa już nie mam i się z tego powodu cieszę, bo poza kremem do twarzy nie było w nim nic, co by mi się podobało. Dzięki tym pudełkom, poznałam wiele fajnych i ciekawych kosmetyków. Ale pozostało mi po nich też sporo takich, których nie używałam. Dodatkowo radość z otrzymanego pudełka psuł mi kurier, który mimo że byłam w domu, uważał, że mnie nie ma i zostawiał paczki w sklepie lub u sąsiadów.

Ziaja - (nie)Ulga dla skóry - peeling enzymatyczny

$
0
0
Peeling ten pochodzi z linii Ulga. Przeznaczony jest dla skóry wrażliwej. Dodatkowo nie jest on drogi (ok. 9 zł). Te trzy powody spowodowały, że kupiłam właśnie go. Poprzednio miałam peeling enzymatyczny z Dermiki. Sprawdził się u mnie świetnie, byłam z niego zadowolona. Tylko niestety nie był akurat na promocji (on kosztuje ok. 30 zł). Dlatego teraz chciałam wypróbować jakiś inny. Niestety ten peeling z Ziaji to totalna masakra dla mojej skóry.



Od pewnego czasu moja skóra twarzy zmienia się. Staje się coraz bardziej wrażliwa na policzkach. Kiedyś mogłam bez problemu stosować peelingi ziarniste. Obecnie rozglądam się raczej za enzymatycznymi. Informacje zawarte na peelingu z Ziaji wpisują się w moje potrzeby: jest on enzymatyczny i jest przeznaczony dla skóry wrażliwej. Używałam go już trzy razy i na tym pewnie moje użycie się zakończy. Za każdym razem efekty, które uzyskiwałam nie określiłabym mianem ulgi. Należy go stosować 1-2 razy w tygodniu. Po naniesieniu na skórę wykonywać delikatny masaż, a potem peeling zmyć po około 5-10 minutach. Ja już po około 3 minutach trzymania go na twarzy odczuwałam dyskomfort. Skóra zaczynała mnie coraz bardziej piec. Zmywałam więc go szybko. Potem musiałam stosować kosmetyki łagodzące, bo skóra była czerwona i podrażniona. Poza tym nie zauważyłam, aby złuszczył zrogowaciałe komórki naskórka. Nie wygładza skóry, a tym bardziej nie nawilża jej (wspominam o nawilżeniu skóry, bo taka informacja znajduje się na opakowaniu). W moim przypadku wysusza skórę, dając po zmyciu uczucie okropnego "ściągnięcia skóry". Na twarzy natomiast wyskakuje mi teraz ogrom pryszczy. Przypuszczam, że jest to spowodowane stosowaniem tego peelingu, ponieważ szukając o nim informacji znalazłam opinie kilku dziewczyn, które miały dokładnie identyczne przejścia z tym produktem jak ja. 



Pojemność: 60 ml

Cena: ok. 9 zł

Skład: Aqua (Water), Glycerin, Polysorbate 20, Carbomer/Papain Crosspolymer, 1,2-Hexanediol, Caprylyl Glycol, Algin, Ricinus Communis (Castor) Seed Oil, Allantoin, Panthenol, Laminaria Ochroleuca Extract, Caprylic/Capric Triglyceride, Propylene Glycol, Glycyrrhiza Glabra (Licorice) Root Extract, Carbomer, Glyceryl Caprylate, Methylparaben, Diazolidinyl Urea, Ethylparaben, Sodium Hydroxide.

A Wy używałyście ten peeling enzymatyczny ??
Co o nim sądzicie ???

Ulubieńcy stycznia 2015r.

$
0
0
Lubię czytać na innych blogach posty o ulubieńcach - tych kosmetycznych i niekosmetycznych. U mnie nie pojawiały się dotąd takie posty. Nie wiem czemu się za to nie zabrałam. Jednak z początkiem nowego roku pomyślałam sobie, że postaram się zacząć pisać o ulubieńcach. W styczniu wytypowałam trzy kosmetyki, które z wielką przyjemnością używam. Rezultaty ich działania są bardzo zadowalające. 


 1. ORGANIQUE złoty peeling cukrowy - pochodzi on z linii Eternal Gold. Skóra po jego użyciu jest miękka, gładka, dobrze nawilżona i niepodrażniona. Ma bardzo fajną konsystencje i dobry skład. Chętnie kupiłabym kolejny, gdyby nie to, że jest mało wydajny i drogi. Opakowanie pojemności 200g kosztuje aż 68 zł.

2. BANIA AGAFII balsam do włosów: aktywator wzrostu - balsam ten nakładam na całą długość włosów i trzymam 5-10 minut. Już od pierwszego użycia moje włosy zrobiły się niezwykle miękkie, gładkie i sypkie. Na razie nie zaobserwowałam czy wpłynął na szybszy ich porost. Ale produkt ten im dobrze służy, dlatego zamierzam kupić jeszcze inne wersje. Zwłaszcza, że jest bardzo tani. Saszetka pojemności 100 ml, kosztuje ok. 6 zł. 

3. SYLVECO krem brzozowy z betuliną -  świetnie nawilża skórę. Sprawdził się w czasie dużych mrozów. Skóra nie jest przesuszona i nie mam problemu z suchymi skórkami. Ma bardzo gęstą i treściwą konsystencje. Do czasu wchłonięcia skóra dość mocno się świeci. Mi to jednak nie przeszkadza, ponieważ używam go na wieczór. Ma fajny, naturalny skład. Opakowanie pojemności 50ml, kosztuje ok. 26 zł.

A jacy są Wasi ulubieńcy ???

Zużycia w styczniu

$
0
0
Myślałam, że w tym miesiącu będzie mało zdenkowanych kosmetyków. Zbierałam jak zwykle te zużyte. A jak przyszło do zrobienia zdjęć do posta, to okazuje się, że trochę tego się nazbierało.


1. IWOSTIN Sensitia nawilżający tonik kojąco-oczyszczający - lubię go za to, że oczyszcza skórę, delikatnie ją nawilża i jest łagodny. Jest to produkt bezzapachowy, co mi nie przeszkadza. Ma bardzo ciekawą pojemność, bo 240 ml. Jedynie uważam, że jego cena jest stanowczo za wysoka, bo kosztuje ok 29 zł. 

2. PROASTIQ krem dla zestresowanej skóry - dostałam go na spotkaniu blogerek, to go używałam. Ale nie czuję potrzeby kupować kolejnego. Jego recenzja pojawiła się TUTAJ.

3. SYLVECO krem brzozowy z betuliną - świetny krem, który dobrze spisuje się w okresie zimowym. Więcej pisałam o nim TUTAJ.

4. SKIN79 maska nawilżająca z ceramidami - bardzo fajnie nawilża i odżywia. Pomogła mojej skórze dojść do siebie po perypetiach z używania peelingu enzymatycznego z Ziaji.


5. NONI CARE krem do mycia twarzy - to było już kolejne opakowanie tego produktu, które zużyłam. Nie będę się tu o nim rozpisywać, bo jego recenzja dostępna jest TUTAJ.

6. FEMIśmietanka do demakijażu - fajny produkt do demakijażu. Miałam okazje go wypróbować, bo go dostałam. Jednak jest on dość drogi i na razie nie kupię kolejnego. Recenzja tej śmietanki do demakijażu pojawiła się TUTAJ.

7. SYLVECO lipowy płyn micelarny - bardzo polubiłam ten micel, dlatego kupiłam już kolejny. Dlaczego go lubię opisałam TUTAJ.


8.ORGANIQUE złoty peeling cukrowy - pochodzi on z linii Eternal Gold. Skóra po jego użyciu jest miękka, gładka, dobrze nawilżona i niepodrażniona. Ma bardzo fajną konsystencje i dobry skład. Chętnie kupiłabym kolejny, gdyby nie to, że jest mało wydajny i drogi. Opakowanie pojemności 200g kosztuje aż 68 zł. 

9. BANIA AGAFII balsam do włosów: aktywator wzrostu - balsam ten nakładam na całą długość włosów i trzymam 5-10 minut. Już od pierwszego użycia moje włosy zrobiły się niezwykle miękkie, gładkie i sypkie. Nie zaobserwowałam czy wpłynął na szybszy ich porost. Ale produkt ten im dobrze służył, dlatego zamierzam kupić jeszcze inne wersje. Zwłaszcza, że jest bardzo tani. Saszetka pojemności 100 ml, kosztuje ok. 6 zł. 


W zużyciach znalazło się też coś z kolorówki:

10. L'Oreal Volume Million Lashes - dwie wersje tej maskary: Excess Noir oraz So Couture. Były one dobre, ale ta we fioletowym opakowaniu była moim wielkim ulubieńcem.

11. LILY LOLO mineralny puder sypki Flawless Matte - bardzo dobry puder, ale nie kupowałam następnego, bo uważam, że jest stanowczo za drogi. Jego recenzja pojawiła się TUTAJ.

12. ARTDECO baza pod cienie - jedna z moich najbardziej ulubionych baz. To było moje już kolejne opakowanie. Aktualnie mam inne bazy, ale do tej oczywiście jeszcze powrócę. Więcej pisałam o niej TUTAJ.


A jak poszły Wasze zużycia w tym miesiącu ???

Zakupy kosmetyczne w styczniu

$
0
0
Do tej pory zużyłam już sporo z moich zapasów kosmetycznych. Czas więc uzupełnić braki. Dlatego w tym miesiącu przybyło mi dość sporo nowych produktów.


MIXA BB krem łagodzący przeciw zaczerwienieniom - byłam ciekawa jak będzie działał. Moja skóra jest ostatnio trochę zaczerwieniona. Wybrałam odcień jasny. Na promocji kosztował 19,99 zł.

MARION pianka do mycia twarzy do cery normalnej i mieszanej - odkąd skończyła mi się pianka z Pharmacerisu brakowało mi czegoś lekkiego do mycia twarzy rano. Dlatego teraz postanowiłam wypróbować tą z Marionu. Kosztowała 8,90 zł.

SYLVECO lipowy płyn micelarny - bardzo go lubię. To jest moje drugie opakowanie. Kosztował 15zł.

KALLOS maska do włosów Silk - nie miałam jeszcze żadnej z tych masek. Najwyższy czas to zmienić. Na początek zdecydowałam się na mniejsze opakowanie (275 ml), które udało mi się kupić na promocji w Hebe za 1,99 zł.


KOBO cienie do powiek numer 207 Gold oraz 206 Copper - skorzystałam z promocji w Drogerii Natura kiedy te cienie były przecenione na ok. 11 zł za sztukę. Podobają mi się te kolory i ich mocne napigmentowanie.

MAX FACTOR tusz 2000 Calorie w odcieniu czarnym w promocji za 23,99 zł.

Byłam też w Inglocie, gdzie zaopatrzyłam się w dwa cienie: numer 330 (cielisty beżowy) oraz 142 (beżowy z lekkim różowym odcieniem). Kosztowały 13 zł za sztukę. Potrzebowałam też nowej zalotki (20 zł), a przy okazji kupiłam bibułki matujące (14 zł). Dostałam próbkę podkładu HD w odcieniu 71.


A na koniec jeszcze zamówienie z Biochemii Urody. Głównym powodem jego złożenia był olej marula (38,50 zł). A przy okazji chciałam wypróbować jeszcze kilka innych kosmetyków, czyli hydrolat z kwiatu lipy EKO (17,90 zł), olejek myjący drzewko herbaciane (11,80 zł), peeling enzymatyczny EKO (15,50 zł), puder jedwabny (12,80 zł).

A Wy co kupiłyście w tym miesiącu ???

GARNIER Fructis Gęste i Zachwycające - szampon wzmacniający

$
0
0
Ogólnie szampon ten określiłabym jako średniak. Szału nie robi, ale nie jest też aż tak zły. Znajduje się on w opakowaniu standardowym jak na szampony Fructis. Ta wersja akurat jest utrzymana w mocnym i żywym odcieniu różu. Zapewne wyróżnia się dzięki temu na sklepowej półce. Niestety jest ono mało praktyczne. Teraz, gdy szampon już mi się kończy, trudno jest go wydobyć. Nie da się tego opakowania postawić do góry dnem. Muszę go trzymać w kubku, aby szampon spłynął. Jego zapach jest ładny i przyjemny. Określiłabym go jako taki lekko słodkawy.


Jest on dość gęsty, ale łatwo daje się rozprowadzić na włosach. Zresztą ja i tak rozrabiam go nieco z wodą zanim nałożę na włosy. Osobom lubiącym, gdy szampon się dobrze pieni powinien się spodobać pod tym względem, ponieważ tworzy sporo piany. Jest bardzo wydajny. Wystarczy użyć niewielką ilość. Jeśli chodzi o jego działanie to dobrze oczyszcza, czyli robi to co szampon powinien. Nie obciąża włosów i nie powoduje ich szybszego przetłuszczania. Zaraz po umyciu włosy wyglądają na bardziej puszyste i gęste. Są też miękkie i gładkie. Niestety ten efekt szybko mija. Po kilku godzinach od umycia włosy wyglądają już tak normalnie, jak zwykle. Nie zdarzyło się, aby plątał włosy. Co jest dobre, bo nie lubię, gdy włosy po umyciu są skołtunione, nawet jeśli przed myciem je rozczesałam. Nie używam go za każdym razem, gdy myję włosy, tylko robię sobie od niego przerwy, ponieważ inaczej powodował zbyt wielkie puszenie się i strączkowanie włosów.


Pojemność: 250 ml

Cena: ok. 10 zł

Skład: Aqua / Water, Sodium Laureth Sulfate, Coco-Betaine, Sodium Lauryl Sulfate, Sodium Chloride, Glycol Distearate, Niacinamide, Alcohol Denat., Saccharum Officinarum Extract / Sugar Cane Extract, Hydroxypropyl Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Sodium Hydroxide, Aminopropyl Triethoxysilane, Polyquaternium-30, Camellia Sinensis Leaf Extract, Benzyl Alcohol, Linalool, Punica Granatum Extract, 2-Oleamido-1,3-Octadecanediol, Acrylates Copolymer, Pyrus Malus Extract / Apple Fruit Extract, Pyridoxine HCl, Citric Acid, Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolinone, Citrus Medica Limonum Peel Extract / Lemon Peel Extract, Hexylene Glycol, Hexyl Cinnamal, Amyl Cinnamal, Parfum / Fragrance.


Używałyście ten szampon ??
Jak się u Was sprawdził ??

ZIAJA Liście Manuka - pasta do głębokiego oczyszczania twarzy

$
0
0
Produkt ten przeznaczony jest do cery normalnej, mieszanej i tłustej. Ma oczyszczać skórę i działać antybakteryjnie. Główne składniki zawarte w tej paście to: 
- ekstrakt z liści manuka o działaniu antybakteryjnym,
- ściągająco-normalizująca zielona glinka,
- aktywna baza myjąca.

Należy rozprowadzić pastę na dłoniach i myć twarz przy użyciu wody. Można ją używać tylko do oczyszczania skóry lub też dodatkowo jako maseczkę. Producent nazywa ten produkt pastą. Jednak ja określiłabym go jako peeling drobnoziarnisty, który ma dość gęstą konsystencje. Jest on koloru białego. Zawiera w sobie wiele bardzo drobniutkich ziarenek, których część jest w kolorze białym, a część zielonym. Używam go tak średnio 1-2 razy na tydzień. 


Zacznę od tego co mi się w tej paście podoba. Znajduje się w wygodnym w użyciu opakowaniu. Posiada zamykanie typu klips, a dodatkowo jeszcze na nim stoi co sprzyja temu, aby zawartość opakowania przesuwała się w dół. Dzięki czemu łatwo jest pastę wydobyć. Ja na koniec takie opakowania jeszcze rozcinam, aby zużyć produkt do samego końca. Pasta dobrze się rozprowadza na skórze i łatwo daje się zmyć. Jest wydajna - nie trzeba jej zbyt wiele wyciskać na jedno użycie. Po zmyciu pozostaje uczucie czystej i odświeżonej skóry. Nie daje uczucia ściągnięcia skóry, ale skóra jest dość wysuszona i muszę zaraz posmarować się kremem. Ma przyjemny i niedrażniący zapach. Można ją kupić bez problemu, ponieważ kosmetyki marki Ziaja są dobrze dostępne. Jest też tania.


Mieszane uczucia mam co do właściwości złuszczających. Pasta coś tam nieco złuszcza martwy naskórek, ale nie cały. Z drugiej jednak strony, gdy lepiej wczytać się w obietnice producenta, to okazuje się, że znajduje się tam zapis o "delikatnych właściwościach złuszczających". A to zapewnienie zostało spełnione. Osoby z wrażliwą skórą powinny uważać na tą pastę, bo te drobinki mogą podrażnić. Tak się właśnie dzieje u mnie. Po umyciu mam lekko zaczerwienioną twarz. Osoby ze skórą naczynkową nie powinny jej w ogóle używać. Na koniec pozostała jeszcze kwestia zaskórników. Moim zdaniem pasta ta nie radzi sobie z nimi, a także z innymi niedoskonałościami skóry. W tym przypadku nie robi nic. Znalazłam opinie, że osoby, które tego nie dostrzegają i tak się tego działania po tej paście nie spodziewały, więc to nie problem. Jednak skoro producent obiecuje takie działanie, to należy go z tego rozliczyć, albo niech nie pisze takich obietnic. 

Pojemność: 75 ml

Cena: ok. 9 zł

Skład: Aqua (Water), Hydrated Silica, Glycerin, Polyethylene, Sodium Laurenth Sulfate, Titanium Dioxide, Cellulose Gum, Panthenol, Illite, Propylene Glycol, Leptospermum Scoparium Leaf Extract, Hydroxyethyl Acrylate/Sodium Acryloyldimethyl Taurate Copolymer, Diazolidinyl Urea, Methylparaben, Propylparaben, Parfum (Fragrance), Benzyl Salicylate, Hexyl Cinnamal, Limonene, Linalool.

Podsumowując: Dla mnie ta pasta to taki produkt do oczyszczania twarzy, na który muszę uważać, aby nie podrażnić skóry tymi drobinkami. Jest dobra, ale nie zaklasyfikowałabym jej do moich ulubieńców. Mam już inne sprawdzone kosmetyki do oczyszczania twarzy. Dlatego ta pasta wędruje do mojej siostry, bo chciała ją wypróbować.

A Wy jakie macie doświadczenia z tą pastą ???
A także z serią Liście Manuka z Ziaji ??

MIXA BB krem łagodzący przeciw zaczerwienieniom

$
0
0
Skusiłam się na jego zakup, ponieważ:
- był na promocji (no wiadomo jak te promocje czasem działają),
- zawiera ekstrakt z kwiatu arniki (który ma bardzo dobre właściwości, tylko czasem lepiej jest kupić maść z arniki i skuteczniej zadziała niż krem BB, w którym będzie jej ociupinkę), 
- ma łagodzić i korygować zaczerwienienia (moja skóra zimą ma problem z zaczerwienieniami, np. rumieni się przy gwałtownej zmianie temperatury, dlatego pomyślałam, że taki krem się przyda).


Jak zapewne widać znajduje się on w miękkiej tubce zamykanej na klips. Utrzymana jest ona w dość prostej kolorystyce. Dobrze się go z niej wyciska. Nie ma takiej typowej kremowej konsystencji, tylko jest lekko lejący. Zapach ma delikatny. Jeśli miałabym przytoczyć jakieś zalety z jego działania, to będzie tylko jedna. Nie mam po nim żadnych problemów alergicznych - nie uczulił mnie, ani nie podrażnił. Niestety ten krem BB to totalna porażka. Co mi w nim przeszkadza wypunktowałam poniżej:

- występuje on w dwóch odcieniach. Wybrałam oczywiście ten najjaśniejszy i jest on dla mnie zdecydowanie za ciemny.

- pomimo tego, że jest to krem BB, to trzeba pod niego użyć krem nawilżający.

- skóra się po jego nałożeniu strasznie świeci.

- źle się go rozprowadza po skórze. Robi smugi, plamy. Gdy chcę je poprawić, to efekt końcowy wygląda po tym jeszcze gorzej.

- szybko się ściera ze skóry.

- ma słabe krycie. Tylko lekko wyrównuje koloryt, ale przebarwień nie zakrywa.

- nadaje skórze różowo-pomarańczowego odcienia, co jeszcze bardziej podkreśla zaczerwienienia.


Najgorszy miałam problem jak zużyć ten krem, bo przecież nie będę nim smarować dłoni czy stóp, jak robiłam to w przypadku, gdy jakiś krem nie sprawdził się do twarzy. Ten przecież jest z pigmentem. Aż tu nagle pewnego dnia przyszło olśnienie. Spróbowałam wymieszać go z podkładem, który aktualnie używam, czyli Pierre Rene Skin Balance. Podkład ten mam w odcieniu wybitnie jasnym. Jest on do mnie dopasowany, ale momentami mam wrażenie, że wyglądam w nim nieco za blado. Dlatego mieszam je ze sobą tak, aby wycisnąć więcej podkładu, a tylko troszeczkę tego kremu BB. Podkład nadaje dobrego krycia i matowego wykończenia. Natomiast krem BB nieco ożywia jego kolor i sprawia, że jest taki lekko satynowy, nie taki totalnie matowy. Efekt ten bardzo mi się podoba. Co jednak nie zmienia faktu, że jak ten krem BB mi się skończy, to nie zamierzam kupować kolejnego


Pojemność:  50 ml
Cena: ok. 25 zł (ja kupiłam na promocji za 19,99 zł)

Miałyście ten krem BB z Mixy ???
Co o nim sądzicie ???

BIOCHEMIA URODY - peeling enzymatyczny EKO

$
0
0
Peeling ten używałam już parę lat temu. Aktualnie postanowiłam powrócić znów do niego. Od tego czasu, gdy miałam go ostatnio, zmieniło się jego opakowanie, ale także i skład. Dlatego pora uaktualnić jego recenzję. Przy zakupie otrzymujemy odmierzone składniki, które potrzebne są do jego zrobienia. Nie trzeba dokupywać nic dodatkowo. Wszystkie składniki należy zmieszać, a instrukcja jak to wykonać znajduje się na stronie internetowej. Zajmuje to tylko kilka minut i mamy już gotowy produkt.

Zawartość zestawu:
- koloidalna mączka owsiana
- mączka ryżowa
- bromelaina / papaina EKO
- plastikowa łyżeczka miarkowa do odmierzania porcji peelingu
- puste, plastikowe pudełko
- etykieta na gotowy produkt


Gotowy produkt ma postać kremowo-beżowego, drobnego proszku o zapachu charakterystycznym dla mąki owsianej. Peeling ten przeznaczony jest dla każdego typu cery, w tym także dla naczyniowej i wrażliwej, które nie tolerują kwasów hydroksylowych AHA oraz peelingów mechanicznych. A także może być stosowany w trakcie kuracji retinoidami i innymi środkami złuszczającymi, kiedy peelingi mechaniczne nie są wskazane. Można go stosować 1-2 razy w tygodniu. Trwałość gotowego produktu wynosi 12 miesięcy.

Peeling miesza się z niewielką ilością wody lub hydrolatu. Ja do zamówienia dorzuciłam jeszcze hydrolat lipowy i to właśnie jego używam do tego peelingu. Osoby o skórze bardzo wrażliwej mogą dodać do tej mieszanki jeszcze troszkę żelu hialuronowego. Ja dodaję kilka kropli oleju arganowego, dzięki czemu peeling nie zastyga mi na twardą skorupę na twarzy. Na początku trzeba wyczuć ile proszku odsypać oraz ile płynu do jego rozmieszania będzie potrzeba. Mi wystarczą dwie płaskie łyżeczki miarkowe. To jest jedyna niedogodność związana z tym peelingiem. Mi to nie przeszkadza, bo lubię mieszać samemu takie proste do zrobienia kosmetyki. Przygotowaną papkę nakładam na umytą i zwilżoną skórę twarzy (można też jeszcze na szyje, dekolt), pozostawiam przez 5-10 minut. Najlepiej używa mi się go wtedy, gdy biorę kąpiel. Wilgotne powietrze w łazience nie pozwala, aby peeling zasechł. Co nie jest wskazane, ponieważ enzymy działają dobrze tylko w wilgotnym środowisku. 


Głównym składnikiem aktywnym peelingu jest koncentrat dwóch ustabilizowanych enzymów: brolemailny (enzymu z miąższu ananasa) oraz papainy (enzymu z miąższu owocu papai). To właśnie one mają za zadanie rozpuszczać martwy naskórek. Działają powierzchniowo na zasadzie rozpuszczania tych zrogowaciałych komórek. Niestety peeling ten nie jest polecany dla osób, które są uczulone na te dwa składniki. Ja nie jestem uczulona i mogę go używać. Peeling działa skutecznie i jestem z niego bardzo zadowolona. Już po pierwszym użyciu widziałam efekty w postaci fajnie wygładzonej skóry. Pozbyłam się łuszczących i suchych skórek, które nie ładnie wyglądają pod podkładem. Jest bardzo delikatny dla skóry, która po jego zmyciu nie jest podrażniona, ani zaczerwieniona. Jak na razie stosuję go raz na tydzień i to mi wystarczy. Z informacji na stronie internetowej wynika, że mączka owsiana ma nadać peelingowi działanie anty-zapalne, a mączka ryżowa ma rozjaśniać przebarwienia i poprawiać koloryt skóry. Nie są to działania, które można zaobserwować już od razu. Rozjaśnianie przebarwień nie jest takie proste i szybkie. Ale jak peeling ten ma się do tego przyczynić, to nie mam nic przeciwko.

Pojemność: 125 ml (41g)
Cena: 15,50 zł

Używałyście ten peeling ???
Jak się u Was sprawdził ???

BIOCHEMIA URODY olejek myjący - drzewko herbaciane

$
0
0
W wielu recenzjach na blogach jak również i na YT przewija się olejek myjący z Biochemii Urody, ale ten pomarańczowy. Ja też miałam go kupić. Jednak poczytałam jeszcze informacje o wersji drzewko herbaciane i zdecydowałam się właśnie na ten. Stwierdziłam, że bardziej wpisuje się on w moje obecne potrzeby. W skład zestawu wchodzi wszystko co jest nam potrzebne. Nie trzeba dokupywać żadnych dodatkowych składników. Na tą zawartość składa się:

- zimno-tłoczony olej słonecznikowy z dodatkiem: witaminy E oraz naturalnego olejku eterycznego z drzewka herbacianego
- emulgator: glyceryl cocoate
- etykieta na gotowy produkt.


Przygotowanie olejku jest bardzo łatwe. Wystarczy zdjąć końcówkę dozującą z butelki z olejem słonecznikowym i przelać do niej ostrożnie emulgator. Jest on dość gęsty, dlatego należy chwile poczekać aż cały spłynie. Potem zakręcić butelkę i mocno wstrząsnąć przez ok. 10 sekund. Następnie przykleić etykietę i mamy już gotowy produkt. Jego okres trwałości wynosi 6 miesięcy. Przechowujemy go w plastikowej, przyciemnianej butelce. Olejek ten przeznaczony jest do każdego rodzaju cery, zawłaszcza cery tłustej, trądzikowej, zanieczyszczonej. Można go stosować do zmywania i demakijażu twarzy i oczu rano i/lub wieczorem. Można go używać nie tylko do mycia twarzy, ale też i całego ciała. Ja używam go tylko do mycia twarzy. Do demakijażu oczu mam płyn micelarny. Czasami zdarza mi się myć tym olejkiem okolice oczu, bo jest on delikatny i nie szczypie. Ale samych oczu mimo wszystko nie zamierzam nim myć.

Jest to produkt hydrofilny, czyli lubiący wodę. Chodzi tu o to, że pomimo oleistej konsystencji, dzięki obecności odpowiedniego emulgatora, miesza się z wodą. Olejek ten nie zawiera silnych detergentów, w związku z tym nie pieni się. W trakcie mieszania olejku z wodą tworzy się mleczno-biała emulsja micelarna, która wiąże cząsteczki brudu i makijażu. Wszelkie zanieczyszczenia związane przez micele są potem spłukiwane z wodą.


Olejek ten bardzo dobrze radzi sobie z oczyszczaniem twarzy. Zmywa tłuszcz, makijaż, sebum, zanieczyszczenia nagromadzone na skórze. Wbrew pozorom nie pozostawia wrażenia tłustości, nie jest też komedogenny (nie zatyka porów). Po spłukaniu go wodą zmywa się całkowicie. Działa bardzo łagodnie na skórę. Po spłukaniu jest ona dobrze oczyszczona i lekko nawilżona. Nie pozostaje po nim uczucie ściągnięcia, ani suchości skóry. Jest bardzo wydajny - wystarczy użyć jego niewielką ilość. 

Jedyną jego wadą dla niektórych może być zapach. Ze względu na dodatek olejku z drzewa herbacianego ma charakterystyczny dla tego olejku mocny, ziołowy zapach. Ja miałam już do czynienia z olejkiem z drzewa herbacianego. Na początku jego zapach mi się nie podobał. Jednak aktualnie już się przyzwyczaiłam i zapach tego olejku myjącego mi wcale nie przeszkadza. Najważniejsze jest za to jeszcze dodatkowe działanie, które daje ten olejek. Ma on właściwości silnie antyseptyczne, antybakteryjne i gojące. To właśnie dlatego wybrałam ten, a nie wersję pomarańczową (tamten zresztą i tak kiedyś wypróbuję). Świetnie przyspiesza gojenie wyprysków i stanów zapalnych. Działa bardzo uspokajająco i łagodząco na skórę. Czegoś takiego mi było potrzeba. Wypryski goją się w szybkim tempie i na razie nie pojawiają się żadne nowe.

Pojemność: ok. 120 ml
Cena: 11,80 zł

Używałyście ten olejek myjący ???
A może wersję pomarańczową ???
Co o nim sądzicie ???

Inicjatywa 2H

$
0
0
Jakiś czas temu odezwał się do mnie Pan Mateusz z zapytaniem czy zapoznałabym czytelniki bloga z informacjami na temat Inicjatywy 2H. Poczytałam sobie o tej akcji i uważam, że warto o niej wspomnieć i ją wspierać. Dlatego dziś ten post - może ktoś będzie zainteresowany tymi informacjami.


Inicjatywa 2H polega na tym, że za każdy kupiony kosmetyk firma Diadem sfinansuje dwie godziny (2H) edukacji dla dyskryminowanych z powodu płci dziewczynek i kobiet w krajach trzeciego świata. Jedna godzina jest ogólno-edukacyjna, a druga warsztatowa (na której można nabyć umiejętności zawodowe). Firma podaje, że od chwili rozpoczęcia tej inicjatywy zdołali sfinansować 24 306 godzin edukacji. Wszystko to jest oparte na współpracy z organizacjami non-profit. 
Więcej informacji o Inicjatywie 2H znajduje się tutaj: http://diadem.com.pl/dwie_godziny.html


Firma Diadem jako producent kosmetyków jest mi kompletnie nieznana. To znaczy słyszałam już gdzieś kiedyś, że taka firma jest na rynku, ale nie miałam możliwości, aby te kosmetyki używać. Dlatego cieszę się z okazji, że mogę te dwa wypróbować: podkład kryjący ze skwalanem oraz Szafir cień do powiek w kredce.

Ulubieńcy lutego 2015r.

$
0
0
W tym miesiącu najczęściej sięgałam po trzy kosmetyki. Dlatego to właśnie one znalazły się w ulubieńcach. Dwa z nich wsparły moją pielęgnację skóry twarzy. Oba jakiś czas temu zamówiłam na Biochemii Urody. Jeden to peeling enzymatyczny, a drugi olejek myjący wersja drzewko herbaciane. Nie będę się tutaj o nich dużo rozpisywać, ponieważ pojawiły się już ich recenzje na blogu. Ogólnie rzecz ujmując jestem bardzo zadowolona z tego, jak działają na moją skórę.


Trzeci kosmetyk to tusz do rzęs - MaxFactor 2000 Calorie. Nie jest on dla mnie żadną nowością, ponieważ znam go już od wielu lat. Jest to jeden z moich ulubionych tuszy do rzęs. Lubię jego szczoteczkę, która ma odpowiednią wielkość i ładnie rozczesuje rzęsy. Dobrze się nim je maluje. Tusz już od pierwszego użycia nie jest ani za rzadki, ani za gęsty. Tylko taki w sam raz. Pogrubia rzęsy. Daje ładny efekt. Nie kruszy się w ciągu dnia. Dlatego bardzo go lubię i co jakiś czas do niego powracam.


A Wam jakie kosmetyki najbardziej się spodobały w tym miesiącu ???

Zużycia w lutym

$
0
0
W tym miesiącu zużycia poszły mi tak średnio. Kilka kosmetyków udało mi się zdenkować, ale spodziewałam się, że będzie ich więcej. Mimo wszystko zamieszczam post zużyciowy. Mogłabym trzymać te opakowania jeszcze miesiąc i zrobić większy post ze zużyć dwumiesięcznych w marcu, ale wolę już je wyrzucić.


1. EUCERIN olejek pod prysznic dla suchej skóry ph5 - zimą moja skóra robi się bardziej sucha, dodatkowo lubię używać różne olejki pod prysznic, dlatego skusiłam się na ten produkt. Oczywiście kupiłam go na dość sporej promocji w SuperPharm, bo jest on dość drogi. Olejek ten delikatnie się pieni, dobrze myje skórę, nie wysusza jej. Ogólnie jego działanie jest dobre. Jednak przeszkadza mi jego zapach. Wiele osób określa go jako zapach zmokłego psa czy też dętki od roweru. Mi jest go ciężko jest opisać, ale w każdym bądź razie jest na tyle nieprzyjemny, że nie kupię ponownie tego produktu.Cieszę się, że go w końcu zużyłam.

2. GARNIER Fructis Gęste i Zachwycające szampon wzmacniający - ogólnie szampon ten określiłabym jako średniak. Szału nie robi, ale nie jest też aż tak zły. Więcej nie będę tu o nim pisać, ponieważ dostępna jest jego recenzja TUTAJ.

3. SCHWARZKOPF GLISSKUR Ultimate Repair ekspresowa odżywka regeneracyjna - ma ona zawierać potrójny kompleks keratyny, który ma za zadanie regenerować nawet mocne uszkodzenia zarówno na  powierzchni włosów, jak i w ich wnętrzu. Odżywkę tą można stosować zarówno na suche jak i more włosy. Nie spłukuje się jej. Do tych obietnic producenta podeszłam z rezerwą. Dlatego nie czuję się aż tak bardzo rozczarowana tym, że na moich włosach odżywka ta nie robi prawie nic. Nie szkodzi im, a jedyny pozytyw z jej używania jest taki, że ułatwia rozczesywanie włosów. Ma też bardzo przyjemny zapach. To trochę za mało, abym skusiła się na nią kolejny raz. Na szczęście już ją zużyłam i przestanie zajmować miejsce na półce. 


4. BCL PEDI SATION głęboko nawilżający krem do stóp - jest to bardzo fajny krem. Muszę obczaić gdzie taki można kupić, bo chętnie zaopatrzyłabym się w następny. Co mi się w nim podoba opisałam TUTAJ.

5. MARION serum chroniące włosy przed działaniem wysokiej temperatury - serum to dołączone było do czerwcowego ShinyBoxa z 2014 r. Jego zadaniem jest termo-ochrona włosów. Skoro je dostałam, to zaczęłam je używać. Okazało się jednak, że jest to świetny produkt, który ma działanie wygładzające i nabłyszczające. Poza tym sprawia, że włosy stają się bardzo miękkie i nie puszą się. Stosowałam je na włosy mokre, na suche lub na same ich końcówki. Ma ono postać gęstego olejku i wystarczy rozprowadzić jego niewielką ilość, aby uzyskać zadowalający efekt. Jego pojemność to 30ml i kosztuje ok. 7 zł. Tak je polubiłam, że kupiłam już następne.

6. L'BIOTICA regenerujący balsam do ust MEDIC - balsam ten zbiera wiele pozytywnych opinii. Ma sporo fajnych składników jak na przykład: wosk pszczeli, d-panthenol, miód, oliwa z oliwek. Jednak mi nie spasował. Nawet nie pod względem działania, bo ono jest dobre. Nawilża i regeneruje usta. Zapobiega ich spierzchnięciu. Moje usta jednak źle reagują na jeden z jego składników, a mianowicie mentol. Po jego aplikacji zaczynam czuć pieczenie, coś jakby mrowienie na wargach, które z czasem przeradza się w odczucie chłodu. Co prawda ustępuje to po pewnym czasie, ale mi jednak przeszkadza za bardzo. Do tego stopnia, że zraziłam się do tego balsamu. Używałam go już kilka miesięcy i aż do tej pory nie mogłam zużyć. Ale w końcu ląduje on w denku.

7. ACNE CAMOUFLAGE korektor leczniczy - o tym kosmetyku było swego czasu głośno na blogach. Sporo osób o nim pisało. W sumie wtedy zdecydowałam się na jego zakup. Jako produkt leczniczy był dobry na różne wypryski. Ale jako korektor był za ciemny. Trochę go używałam, a potem o nim zapomniałam. Minął już termin jego ważności i najwyższy czas się z nim pożegnać.

8. INGLOT cień do powiek numer 330 - był to taki cielisty matowy cień. Kolor miał świetnie dopasowany. Używało mi się go bardzo dobrze. Jest to pierwszy cień do powiek, który udało mi się zużyć cały, aż do samego końca. Zanim jeszcze mi się zużył w poprzednim miesiącu zaopatrzyłam się już w nowy.


Zrobiłam mały przegląd kosmetyków i znalazłam jeszcze sporo próbek, dlatego skupiłam się też trochę na ich zużyciu. Jak widzicie trochę udało mi się ich wykończyć. Na szczególną uwagę zasługują dwie z nich. Jedna to próbka bazy pod cienie z Urban Decay wersja anti-aging. Lubię ich bazy, a tej jeszcze nie miałam okazji wypróbować. Okazała się bardzo dobra. Miałam też próbkę podkładu HD z Inglota. Byłam go bardzo ciekawa. Wybrałam najjaśniejszy odcień czyli numer 71. Jest to bardzo ciekawy podkład, ponieważ wydaje się on być troszkę za ciemny jak dla mojej bladolicości. Jednak zaraz po zaaplikowaniu na skórę dopasowuje się do niej. Wygląda bardzo ładnie i naturalnie. Jest matowy na skórze. Właściwie to nawet nie musiałabym używać do niego już pudru. Pewnie kupiłabym pełnowymiarowe opakowanie, ale na razie mam dwa inne podkłady w użyciu i nie potrzebuję dodatkowego na ten moment.


A jak Wasze zużycia w tym miesiącu ???

Co mi w lutym przybyło kosmetycznego i nie tylko

$
0
0
Moje kosmetyczne zakupy były bardzo minimalistyczne. Skończyło mi się serum termoochronne do włosów z Marionu, a że spodobało mi się jego działanie, to kupiłam następne opakowanie. Trafiłam akurat na promocje w Drogerii Natura, na której kupiłam je za 5,99 zł. Przy okazji skorzystałam z promocji na cienie do powiek KOBO Luminous Baked Colour i kupiłam jeden za 9,99 zł. Próbuję kolejny kosmetyk Sylceco. Tym razem skusiłam się na hibiskusowy tonik do twarzy za 14,99 zł. Na zdjęciu brakuje jeszcze jednego kosmetyku, który odłożyłam do kosmetyczki i zapomniałam wyciągnąć go zdjęcia. Kupiłam też wazelinę kosmetyczną Ziaja za 2,99 zł. 


Jeśli chodzi o zakupy niekosmetyczne, to zainwestowałam w książki. Wszystkie akurat wydane przez blogerki:
- "Jadłonomia" Marty Dymek
- "Radzka radzi: Tobie dobrze w tym!"
- "Jak dbać o włosy" książka Anwen


W lutym przybyło mi też kilka kosmetyków ze współprac. Jedna z nich to kontynuacja współpracy z marką BingoSpa. Do testowania wybrałam trzy kosmetyki. Przede wszystkim płyn micelarny polecany przez Alinę Rose. Fajnie, że natrafiła się okazja, aby go wypróbować. Poza tym wybrałam jeszcze Kąpiel mleczną oraz solankę borowinową z arniką i eukaliptusem.


Testuję też nowość w ofercie marki Evree, czyli olejek do ciała Super Slim.


A jak tam Wasze zakupy w lutym ???

BINGOSPA - solanka borowinowa z arniką i eukaliptusem

$
0
0
Po solanki borowinowe z BingoSpa sięgam już od pewnego czasu i chętnie je używam. Miałam już wersje:

Tym razem postanowiłam wypróbować inną, czyli z arniką i eukaliptusem. Zawarte w niej składniki mają mieć następujące działanie:
  • borowina jest bogata w kwasy huminowe, enzymy i mikroelementy. Poprawia krążenie krwi i rozgrzewa. 
  • arnika górska działa ściągająco, antyseptycznie, rozgrzewająco i przeciwzapalnie, poprawia ukrwienie skóry,
  • olejek eukaliptusowy ma właściwości łagodzenia bóli reumatycznych, artretycznych, mięśniowych i ścięgien.


Solanka znajduje się w sporym, plastikowym opakowaniu. Ma postać jasno pomarańczowego proszku o dość mocnym, ziołowym zapachu. Producent zaleca, aby użyć jej dwie płaskie nakrętki. Mi jednak w zupełności wystarczy jedna, co daje ok. 7-8 kąpieli. Rozpuszczona w wodzie lekko barwi ją na pomarańczowo. Jej zapach nie jest już wtedy odczuwalny. Kryształki nie rozpuszczają się same - trzeba je zamieszać z wodą. Nie tworzy się piana. Dla niektórych osób mogą być to cechy powodujące zniechęcenie od wypróbowania tej solanki. Jednak dla mnie są to jej zalety, które świadczą o prostocie składu. Nie ma tu zbędnych składników poprawiających wygląd, zapach czy konsystencję.

Stosowanie:
  • do kąpieli solankowych: do wanny wsypać dwie płaskie nakrętki solanki;
  • do okładów zawijanych: w naczyniu wymieszać solankę z wodą do uzyskania konsystencji pasty. Grubą warstwą nakładać na wybrane części ciała. Zawinąć folią. Po ok. 10 minutach folię zdjąć, a okład zmyć. 


Z działania poprzednich solanek byłam zadowolona. Również i tą nie jestem rozczarowana. Nie jest to tylko taki zwykły umilacz kąpieli, ale produkt dzięki, któremu po wyjściu z kąpieli czuję się bardzo świeżo i odprężona. W pewnym stopniu zmniejsza ona napięcie mięśni, na przykład po dniu pracy spędzonym w większości przed komputerem. Dodatkowo po kąpieli z solanką skóra nie jest wysuszona. Nie czuję żadnej suchości i nie muszę od razu smarować się balsamem. W składzie znajdują się obiecane ekstrakty, czyli z borowiny, arniki i olejek eukaliptusowy. Ale są też dwa dodatkowe: z pokrzywy zwyczajnej (Urtica Dioica Extract) oraz z miłorzębu japońskiego (Ginko Biloba Extract). Wiadomo, że muszą być też środki przeciw-zbrylające i ułatwiające rozpuszczenie w wodzie. Ale skład ogólnie jest krótki, prosty i z licznymi ekstraktami. Nie używałam solanki do okładów zawijanych, bo uważam, że za dużo zabawy jest z tym. Prościej jest mi ją stosować do kąpieli.

Pojemność: 600g

Cena: 11,00 zł

Dostępność:sklep internetowy BINGOSPA, a także w hipermarketach, osiedlowych drogeriach, sklepach zielarskich

Skład: Sodium Chloride, Sodium Bicarbonate, Fertilizer Urea, Magnesium Sulfate, Bog Moss Extract, Eucalyptus Oil, Propylene Glycol, Ginko Biloba Extract, Arnica Montana Extract, Urtica Dioica Extract, CI 20285.

Znacie solanki z BingoSpa ???

BIODERMA Sebium Pore Refiner

$
0
0
czyli dziś będzie mowa o korygującym preparacie zwężającym pory. Jest on przeznaczony dla skóry tłustej lub mieszanej z problemem rozszerzonych porów spowodowanym nadmiernym wydzielaniem sebum, stresem, paleniem, zanieczyszczeniem, itp. Zdarza mi się borykać z rozszerzonymi porami, dlatego postanowiłam wypróbować właśnie ten preparat. Znajduje się on w tubce wykonanej miękkiego plastiku. Nie jest ona jak typowe tubki okrągła, tylko spłaszczona. Dobrze się jej używa i wygodnie wydobywa jej zawartość. Napisy na opakowaniu są w kilku językach. Niestety nie ma tam nic po polsku. Jest tylko naklejka na kartoniku z opisem działania i sposobem użycia preparatu.


Preparat można stosować 1 lub 2 razy dziennie na dokładnie oczyszczoną i osuszoną skórę twarzy. Ja używam go raz dziennie - rano. Ma bardzo lekką, żelową konsystencje. Jest koloru białego. Posiada delikatny, przyjemny zapach. Ja już wspominałam o nim jakiś czas temu przy okazji akcji "Kosmetyczne skarby" w poście prezentującym produkty do pielęgnacji twarzy. Napisałam tam o nim tylko kilka zdań, które teraz chciałabym bardziej rozwinąć. Preparat ten polubiłam stosować ze względu na to, że po rozsmarowaniu skóra staje się bardzo gładka, jakby satynowa w dotyku. Szybko się wchłania, dając efekt matu na skórze. Nie roluje się. Dlatego świetnie potem aplikuje się na niego podkład. Pod tym względem stanowi fajną bazę pod makijaż. Dodatkowo jest bardzo wydajny - nie trzeba do dużo używać. 


Po dłuższym używaniu zauważyłam, że jednak ma on też pewne wady, które powodują, że ostatnio nie używam go zbyt często. Nie można stosować go samego, ponieważ niestety nie ma on właściwości nawilżających. W opisie jego działania producent nic takiego nie obiecuje, ale wspomina, że można aplikować sam preparat. Ja muszę nakładać go na krem. Rano nie mam dużo czasu do wyjścia na autobus, dlatego nie lubię bawić się z mazianiem kilkoma kremami. W związku z tym w okresie zimowym rzadko go używam, bo podstawa dla mnie to dobry krem nawilżający. Natomiast jeśli chodzi o kwestię porów, to zaaplikowany na skórę wypełnia je tak, że nie są widoczne spod podkładu. To było widać już od pierwszego użycia. Jednak sam w sobie nie zwęża porów. Używam go już bardzo długo, pory dopiero od pewnego czau mi się pozmniejszały. Przypuszczam, że może miał w to jakiś swój wkład, ale to też kwestia stosowania innych kosmetyków.


Podsumowując: Ma on swoje plusy i minusy. Jestem z niego zadowolona jako z bazy pod makijaż. Jednak nie wiem czy kupię kolejne opakowanie. Efekty jego działania ustępują po jego odstawieniu. Niestety nie nawilża też skóry. Dlatego nie sięgam po niego już tak często jak kiedyś. Ma on pojemność 30 ml, jego okres ważności od otwarcia to 9 miesięcy. Ja kupiłam go na promocji za 34,99 zł.

Skład: Aqua/Water/EAU, Methyl Methacrylate Crosspolymer, Dipropylene Glycol, Cyclopentasiloxane, Cyclohexasiloxane, Dimethicone, Glycerin, Butylene Glycol, Fomes Officinalis (Mushroom) Extract, Sodium Polyacrylate, Salicylic Acid, Dodecyl Gallate, Ginkgo Biloba Leaf Extract, Mannitol, Xylitol, Rhamnose, Fructooligosaccharides, Laminaria Ochroleuca Extract, Silica, Trideceth-6, C30-45 Alkyl Cetearyl Dimethicone Crosspolymer, Lauryl PEG/PPG-18/18 Methicone, Caprylic/ Capric Triglyceride, Mineeral Oil, Pentylene Glycol, 1, 2-Hexanediol, PEG/PPG-18/18 Dimethicone, Caprylyl Glycol, Propylene Glycol, Sodium Hydroxide, Citric Acid, Disodium EDTA, Fragrance (Parfum).


Znacie ten preparat ???
Używaliście go może ???

BINGOSPA płyn micelarny

$
0
0
Płyny micelarne to jest to, co ja lubię stosować przy demakijażu i codziennej pielęgnacji skóry. Dlatego, gdy wybierałam kosmetyki do testów musiał się tam znaleźć ten produkt. Producent wymienia tylko kilka składników aktywnych zawartych w płynie micelarnym BingoSpa:
  • Aloes - intensywnie nawilża, łagodzi podrażnienia,
  • Len - reguluje poziom wilgoci w naskórku, chroni przed szkodliwym działaniem czynników zewnętrznych i zapobiega przedwczesnemu starzeniu się skóry,
  • Rumianek - łagodzi podrażnienia, zmniejsza obrzęki, odświeża skórę,
  • Alantoina - działa regenerująco, łagodzi, nawilża, wygładza i zmiękcza skórę.
Jednak po przeanalizowaniu składu okazuje się, że jest ich tam więcej. 


Płyn znajduje się w przezroczystym, plastikowym opakowaniu. Jest ono bardzo minimalistycznie ozdobione, ale mimo to ładnie i schludnie się prezentuje. Znajdują się na nim same najpotrzebniejsze informacje, takie jak nazwa produktu, skład i data ważności. Nietypowy w tym opakowaniu jest dozownik. Przeważnie płyny micelarne wylewa się przez otwór dozujący, tutaj mamy do czynienia z pompką. Jest to rozwiązanie za razem dobre, ale też ma swoje wady. Wygodnie używa się tej pompki, nie zacina się. Ale trzeba uważać przy pierwszym jej psiknięciu na wacik, ponieważ płyn wydobywa się z niej mocnym  strumieniem. W związku z tym micel często odpija się od jego powierzchni i rozchlapuje się. Gdy już wacik namoknie, to nie robi się już tak. Sam płyn nie rożni się niczym pod względem konsystencji od innych miceli - jest bezbarwny i ma bardzo delikatny, prawie niewyczuwalny zapach.


Jego działanie jest całkiem w porządku. Przede wszystkim jest bardzo łagodny i nie podrażnia. Dobrze zmywa zanieczyszczenia ze skóry, ale z makijażem oczu trzeba się bardziej wysilić. Przyzwyczaiłam się do tego, że gdy potrzymam wacik chwilę na zamkniętych powiekach, to potem wszystko ładnie się rozpuszcza i dobrze schodzi. Ten micel z BingoSpa potrzebuje na to troszeczkę więcej czasu i zmyć. W trakcie pocierania wacikiem o skórę rozciera resztki rozpuszczonego makijażu. Pozostaje pełno śladów po tuszu i czarnej kredce, które trzeba domyć czystymi wacikami. Za to, gdy przemywam nim twarz to zostawia miłe uczucie ukojenia i odświeżenia. A kiedy po umyciu pozostaje uczucie suchej, ściągniętej skóry, to micel ten niweluje to. Nie pozostawia tłustej ani lepkiej warstwy na skórze. W składzie ma dużo ekstraktów ziołowych, dlatego sprawdza się jako odświeżający tonik. Przez to, że łatwo go rozchlapać z wacika, a także dużo do demakijażu go potrzeba może okazać się niezbyt wydajny. Potrzeba 3-4 psiknięcia, aby dobrze zmoczyć wacik. Gdybym miała go ocenić w skali od 1 do 5, to dałabym mu 4 z malutkim minusikiem za demakijaż.

Pojemność: 150ml
Cena: 16 zł
Dostępność:sklep internetowy BINGOSPA, a także w hipermarketach, osiedlowych drogeriach, sklepach zielarskich

Skład:
Aqua (demineralized water)
Glycerin 
Linum Usitatissimum Extract - wyciąg z lnu
Aloe Vera Extract - wyciąg z aloesu
Chamomilla Recutita Extract - wyciąg z rumianku
Propylene Glycol
Sodium Cocamphoaelate
Allantoin
Lactid Acid
Romsarinus Officinalis Leaf Extract - wyciąg z liści rozmarynu lekarskiego
Chamomilla Recutita Flower Extract - wyciąg z kwiatów rumianku pospolitego
Arnica Montana Flower Extract - wyciąg z kwiatów arniki górskiej
Lamium Albun Extract - wyciąg z jasnoty białej
Salvia Officinalis Leaf Extract - wyciąg z liści szałwii lekarskiej
Pinus Sylvestris Bud Extract - wyciąg z pędów sosny
Nasturtium Officinale Extract - wyciąg z rukwi wodnej
Arctium Majus Root Extract - ekstrakt z korzenia łopianu
Citrus Medica Limonum Peel Extract - wyciąg ze skórki cytryny
Hedera Helix Extract - wyciąg z bluszczu pospolitego
Calendula Officinalis Flower Extract - wyciąg z kwiatów nagietka lekarskiego
Tropaeolum Majus Flower Extract - wyciąg z kwiatów nasturcji większej
Disodium EDTA
DMDM-Hydantoin
Sodium Benzoate
Parfum
Lillial
Linalool
Hexyl Cinnamal
Citronellol
Eugenal
Geraniol

Używałyście już ten płyn micelarny ???
Co o nim sądzicie ???

Lirene - pobudź zmysły i rozpieść swoje ciało pod prysznicem

$
0
0
W ostatnim pudełku z różnościami kosmetycznymi, które otrzymałam od Lirene znalazły się trzy żele pod prysznic, które są nowością w ofercie marki:
  • szampańska truskawka z wyciągiem z truskawki i ekstraktem z jogurtu
  • różany ogród z ekstraktem z kwiatu róży i proteinami jedwabiu
  • brzoskwiniowy deser z ekstraktem z brzoskwini i miodu


Żele znajdują się w opakowaniach o kształcie charakterystycznym dla kosmetyków Lirene. Czyli są w przezroczystych, plastikowych opakowaniach zamykanych na klips, które można bez problemu postawić do góry dnem, aby lepiej wydobyć ich zawartość. Różnią się tylko kolorem, ponieważ każdy wariant zapachowy ma inny odcień: truskawkowy jest w czerwonym opakowaniu, różany - w różowym, brzoskwiniowy - w pomarańczowym. Z dołączonym obrazkiem ukazującym dany wariant, ładnie się prezentują te opakowania.  

Żele te nie wysuszają skóry, ale też jej jakoś specjalnie nie nawilżają. Skóra nie domaga się od razu po kąpieli użycia balsamu do ciała, ale bez niego się nie obejdzie. Dobrze oczyszczają - czyli spełniają swoje podstawowe zadanie. Są wydajne, ponieważ ich konsystencja jest taka w sam raz: nie za rzadka, ani nie za gęsta. Dodatkowo znajdują się w opakowaniach o dużej pojemności. Pienią się dość dobrze. Jeśli chodzi o ich zapachy to:
- najbardziej podoba mi się wersja "różany ogród", ponieważ ma ładny różany zapach. Jest on dość intensywny, ale zarazem nie nachalny. Osobom lubiącym tego rodzaju zapachy (wśród nich jestem też i ja) powinien się on spodobać.
- w następnej kolejności plasuje się zapach "szampańskiej truskawki", który jest dość słodki. Pachnie truskawkowo, ale ja wyczuwam w nim jeszcze jakby delikatny aromat wiśniowy. Ale ogólnie ujmując zapach ten też jest przyjemny i dość mocny.
- najmniej spodobał mi się "brzoskwiniowy deser", który jest najsłabszy z tych trzech i jak dla mnie nieco zbyt słodki. Przez tą słodkość traci na swojej brzoskwiniowatości.


Pojemność:  400 ml
Cena: 11,99 zł
Skład: 
  • różany ogród: Aqua, Sodium Laureth Sulfate, Lauramidopropyl Betaine, PEG-7 Glyceryl Cocoate, Cocamide DEA, Glycerin, Sodium Chloride, Rosa Canina Flower Extract, Hydrolyzed Silk, Propylene Glycol, Citric Acid, Diazolidinyl Urea, Potassium Sorbate, Sodium Benzoate, Parfum, Citronellol, Geraniol, CI 17200.
  • szampańska truskawka:Aqua, Sodium Laureth Sulfate, Lauramidopropyl Betaine, PEG-7 Glyceryl Cocoate, Cocamide DEA, Glycerin, Sodium Chloride, Fragaria Ananasa Fruit Extract, Yogurt Filtrate, Propylene Glycol, Citric Acid, Diazolidinyl Urea, Potassium Sorbate, Sodium Benzoate, Parfum, Benzyl Alcohol, Linalool, Amyl Cinnamal, Limonene, Geraniol, CI 19140, CI 17200.
  • brzoskwiniowy deser:Aqua, Sodium Laureth Sulfate, Lauramidopropyl Betaine, PEG-7 Glyceryl Cocoate, Cocamide DEA, Glycerin, Sodium Chloride, Prunus Persica Fruit Extract, Hydrolyzed Gelatin, Mel, Propylene Glycol, Citric Acid, Diazolidinyl Urea, Potassium Sorbate, Sodium Benzoate, Parfum, Linalool, Benzyl Benzoate, Limonene, CI 15985.

Używałyście któryś z tych żeli ???
Co o nich sądzicie ???

BINGOSPA kąpiel mleczna SPA

$
0
0
Ostatnio pisałam o żelach pod prysznic, dziś też naszło mnie na napisanie posta o produkcie do mycia ciała. Zachciało mi się wypróbować coś innego, nowego dla mnie. Czyli coś co ma zapewnić domowe SPA. Byłam ciekawa jak sprawdzi się mleczna kąpiel od BingoSpa.

Produkt znajduje się w wielkiej plastikowej butelce zakręcanej na korek. Szatę graficzną ma bardzo minimalistyczną - tylko nieduża naklejka z nazwą i składem. Nie wygląda to źle. Dzięki temu przyciąga naszą uwagę biała zawartość. W butelce wygląda jak mleko - zresztą nazwa nam to sugeruje. Dopiero, gdy zaczynamy wylewać ten produkt do wanny okazuje się, że to nie mleko, bo ma inną konsystencję - bardziej gęstą i żelową. Jednak nie za gęstą - łatwo daje się wydobyć z butelki. Zapach ma taki troszkę dziwny. Na pewno nie pachnie mlekiem. Raczej tak nieco słodko, nieco waniliowo.


Używa się go w ten sposób, że wlewa do wanny pod strumieniem wody. Producent zaleca do jednaj kąpieli używać go ok. 100 ml produktu, czyli powinien wystarczyć na 10 kąpieli, bo jego pojemność to 1000 ml. Już w trakcie pierwszego kontaktu z wodą płyn ten tworzy dużą pianę, która w trakcie kąpieli jeszcze się zwiększa za każdym razem, gdy poruszymy wodą. Miłośnicy dużej piany w trakcie kąpieli będą zadowoleni. Mi to tak nie za bardzo pasuje, bo potem nie tylko cała wanna jest w pianie, ale również i ja. 
Jeśli chodzi o działanie tej "Mlecznej kąpieli", to trochę nie wiadomo czego oczekiwać, ponieważ producent nie rozpisał się nic na ten temat. Użył tylko lakonicznego sformułowania, że "daje uczucie błogości i relaksu". W sumie może to zostać osiągnięte, ponieważ produkt ten spełnia swoje podstawowe zadanie, czyli oczyszcza skórę. Jednak nie zaobserwowałam nic ponadto. Nie wpływa jakoś dodatkowo na skórę, nie nawilża jej, ani nie wysusza. Co może być nieco dziwne, bo spodziewałam się nieco lepszych efektów, zwłaszcza, że zawiera w składzie kilka wyciągów, jak na przykład z rumianku, arniki górskiej czy sosny. Zachowuje się tak, jak każdy inny żel pod prysznic, z tą różnicą, że twarzy dużą pianę. Fajnie było go wypróbować, ale raczej nie skusi mnie ten produkt kolejny raz.


Pojemność: 1000 ml

Cena: 20 zł

Dostępność:sklep internetowy BINGOSPA, a także w hipermarketach, osiedlowych drogeriach, sklepach zielarskich

Skład: Aqua, Sodium Laureth 2 Sulfate, Lauramidopropyl Betaine, Cecamide DEA, Sodium Chloride, Propylene Glycol, Yogurt Filtrate, Prunus Dulcis, Passiflora Edulis Fruit Extract, Saccharum Officinale Extract, Citrus Limon Fruit Extract, Ananas Sativus Fruit Extract, Vitis Vinifera Fruit Extract, Kaolin Clay, Rosmarinus Officinalis Leaf Extract, Chamomilla Recutita Flower Extract, Arnica Montana Flower Extract, Lamium Album Extract, Salvia Officinalis Leaf Extract, Pinus Sylvestris Bud Extract, Nasturtium Officinale Flower Extract, Arctium Majus Root Extract, Citrus Limon Peel Extract, Hedera Helix Extract, Calendula Officinalis Flower Extract, Tropaeolum Majus Flower Extract, Parfum, Citric Acid, Acrylates / PEG-10 Maleate / Styrene Copolymer, DMDM-Hydantoin, Methylchloroisothiazolinone.

Znacie ten produkt ???
Co o nim sądzicie ???
Viewing all 654 articles
Browse latest View live