Quantcast
Channel: UWIELBIAM BYĆ KOBIETĄ
Viewing all 654 articles
Browse latest View live

Zakupy kosmetyczne w maju

$
0
0
W maju było sporo promocji w drogeriach. Oglądałam na blogach zakupy innych osób. Trochę mnie kusiły różne kosmetyki. Jednak starałam się kierować bardziej rozsądkiem niż emocjami. Dlatego moje zakupy są minimalistyczne. Tak właściwie w tym miesiącu nabyłam tylko kilka kosmetyków. Nie kupowałam żadnych ubrań, butów, dodatków. Nic mi więcej nie było potrzeba. 

W Rossmannie zaopatrzyłam się w dwa kosmetyki do pielęgnacji włosów:
- ISANA PROFESSIONAL kuracja do włosów z olejkiem arganowym za 4,99 zł,
- Schwarzkopf Schauma Beauty Oil za 16,99 zł.


W Drogerii Natura kupiłam trochę kolorówki:
- MySecret matowy puder brązujący do twarzy i ciała za 11,99 zł,
- MySecert wodoodporny eyeliner w pisaku  za 9,99 zł.
Zaciekawił mnie też żel micelarny do demakijażu marki AA. Zawiera on w składzie olejek babassu i olejek avocado. Był na promocji i dałam za niego ok. 10 zł.


A na koniec coś co zafundował mi mąż - urządzenie do peelingu kawitacyjnego, sonoforezy i mikro-masażu. Przeglądaliśmy różne modele i zdecydowaliśmy się na ten. Głównie z powodu korzystnej ceny (129 zł), a także dlatego, że jest on bezprzewodowy. Urządzenie wraz z ładowarką przechowuje się w plastikowym pudełeczku. Używałam go już klika razy i jesteśmy zadowoleni z zakupu.


A jak tam Wasze zakupy w tym miesiącu ???

PUREDERM - kolagenowa maseczka pod oczy

$
0
0
Skóra wokół oczu jest cienka i delikatna. Ma niewiele gruczołów łojowych i bardzo małą podściółkę tłuszczową, a w związku z tym słaby system podporowy, co predysponuje ją do utraty napięcia, jędrności i szybszego starzenia. Dlatego do pielęgnacji okolic oczu przykładam dużą uwagę. Na co dzień stosuję krem pod oczy. Ostatnio wprowadziłam do mojej pielęgnacji również kolagenową maseczkę w postaci płatków z cienkiej fizeliny. Natknęłam się na nie przypadkiem. Były akurat na promocji w Hebe. Ich cena regularna to 11 zł, a ja kupiłam je za ok. 7 zł. Jest to produkt koreańskiej firmy Adwin Korea Corp.


Spodobała mi się idea, że tych płatków jest 30 sztuk w jednym opakowaniu. Czyli wystarczy ich na 15 aplikacji. Przeważnie, gdy kupujemy na przykład płatki kolagenowe, są tylko dwa na jedno użycie i trzeba za nie zapłacić podobną cenę. Płatki te są obficie nasączone substancjami odżywczymi. Zawierają kolagen, witaminę E, wyciąg z zielonej herbaty i owoców tropikalnych. Płatki mieszczą się w szczelnej torebce strunowej. Dzięki temu można je zamknąć i zabezpieczyć zawartość przed wysychaniem. Płatki podzielone są na dwie kupki po 15 sztuk w każdej. Nieco problemu sprawia rozdzielenie ich, bo są mocno sklejone. Ale daję sobie z tym radę. To jest jedyny minusik z nimi związany.


Lubię takie płatki, ponieważ są bardzo łatwe w użyciu. Po demakijażu wystarczy nałożyć je na skórę pod oczy, tak aby dobrze przylegały. Nie ma z tym żadnych problemów, ponieważ łatwo je ułożyć i dopasować. Dobrze się przyklejają, nie zsuwają, ani nie odpadają. Są wygodne, nie przeszkadzają, ani nie powodują żadnego dyskomfortu. Potem wystarczy pozostawić je tak na 15-20 minut. Przez ten czas płatki wysychają, oddając zawarte w nich substancje do skóry. Nie zdarzyło mi się, aby trzeba było wetrzeć resztę niewchłoniętej substancji.


Ich działanie zaskoczyło mnie bardzo pozytywnie. Przede wszystkim świetnie nawilżają skórę, która staje się bardziej napięta. Rozjaśniają także cienie pod oczami. Można je trzymać w lodówce i robić z nich zimne okłady pod oczy. Pomagają w ten sposób zmniejszyć opuchliznę i sprawiać, że oczy wyglądają na bardziej wypoczęte. Używam je 2-3 razy w tygodniu. Zawarte w nich substancje nie podrażniły mnie, ani nie uczuliły. Ja jestem z nich zadowolona i zapewne będę kupować kolejne.

Skład: Aqua, Glycerin, Hydroxyethylcellulose, Natto Gum (naturalny kolagen pozyskiwany ze sfermentowanej soi), Allantoin, Arbutin (ma działanie rozjaśniające), Disodium EDTA, Panthenol, Carica Papaya (Papaya) Fruit Extract, Rosa Centifolia Flower Water, Camellia Sinensis Leaf Extract, Morus Alba Bark Extrac (wyciąg z białej morwy), Beta-Glucan, PEG-60 Hydrogenated Castor Oil, Tocopheryl Acetate, Phenoxyethanol, Methylparaben.

Mieliście tę maseczkę pod oczy ???
Jak się u Was sprawdziła ???
Stosujecie może inne maseczki/płatki pod oczy ???

AVON - serum na zniszczone koncówki

$
0
0
Używałam to serum parę lat temu i już wtedy nie byłam z niego zadowolona. Po prostu nic nie robiło na moich włosach. Nie pomagało w zapobieganiu rozdwajania się końcówek, nie wygładzało włosów, nie regenerowało ich. Nawet jak nałożyłam go w bardzo dużej ilości, to nie obciążało ich. To tak jakbym nic nie nałożyła na włosy. Zużyłam je wtedy i nie kupowałam już kolejnego. Jednak ostatnio dostałam je od koleżanki, która jest konsultantką Avonu. Podeszłam do tego produktu sceptycznie, ale postanowiłam dać mu szansę. Przez ten czas zaczęłam stosować inne kosmetyki, zmięło się moje podejście do pielęgnacji włosów. Dlatego chcialam sprawdzić czy teraz to serum lepiej zadziała. Pochodzi ono z linii Advance Techniques, a jego nazwa to Dry Ends Serum. Znajduje się w przezroczystej butelce z zielonymi akcentami, zaopatrzonej w pompkę. Gdy jest na promocji, to można je kupić za ok. 9 zł.


Teraz, gdy zaczęłam używać to serum, na początku efekty były dalej takie same jak wtedy, co poprzednio je stosowałam. Nic się nie zmieniło. Ale skoro już je miałam, to stwierdziłam, że je zużyję. No bo co z nim zrobię? Produkt ten miał nawet znaleźć się w kolejnej odsłonie kosmetyków, które się u mnie nie sprawdziły. Jednak w między czasie postanowiłam zmienić kolor włosów. Do tej pory miałam brązy lub ciemne brązy na głowie. Teraz coś mi się odmieniło i zachciałam rozjaśnić włosy (głównie końcówki), aby zobaczyć jak będę się czuła w takiej innej odsłonie. Niby taka mała zmiana, ale rozjaśniane włosy sprawiają mi więcej problemu w codziennej pielęgnacji. Do tej pory zmagałam się z ich puszeniem, ale to puszenie, które mam po rozjaśnianiu jest jeszcze większe i trudniejsze do opanowania. Próbowałam używać na nich różnych preparatów, aż przyszła pora na serum z Avonu. Nagle okazało się, że serum zadziałało. Wygładza strukturę włosów i sprawia, że mniej się puszą. Nadaje im też nieco blasku. Wreszcie to serum mi się na coś przydało. Dzięki niemu mogę zdyscyplinować włosy, które nie są jednocześnie zbyt obciążone, a efekt prezentuje się następująco:


Podsumowując: Co mi się podoba w tym serum, to jego zapach - piękny i przyjemny dla nosa. Jeszcze nie wiem czy kupię kolejne opakowanie tego produktu. Na razie sprawdza się do dyscyplinowania włosów, ale zobaczę co będzie się działo dalej. Jego skład mnie nie zachwycił. Same silikony i alkohol, a ekstrakty roślinne i pantenol są na końcu po substancjach zapachowych, czyli tak jakby ich nie było. Na chwilę obecną widzę jakieś plusy z używania tego serum, ale podchodzę do niego nadal sceptycznie.

Skład:  
Cyclopentasiloxane (silikon odparowujący z włosa, do zmycia wystarczy odżywka), 
Cyclomethicone (silikon odparowujący z włosa, do zmycia wystarczy odżywka),
Alcohol Denat.,
Dimethicone (silikon rozpuszczalny w wodzie),
Phenoxyethanol (konserwant),
Ethylhexyl Methoxycinnamate (filtr chemiczny),
Parfum, Benzophenone-2, Panthenol, Phytantriol, Aqua, Propylene Glycol, Creatine, Laminaria Digitata Extract, Pelvetia Canaliculata Extract, Methylparaben, Propylparaben, Hexyl Cinnamal, Limonene, Butylphenyl Methylpropional, Linalool, Coumarin, Hydroxycitronellal, Amyl Cinnamal, Alpha-Isomethyl Ionone, Geraniol, Hydroxyisohexyl 3-Cyclohexene Carboxaldehyde.

Mieliście to serum ???
Jakie produkty stosujecie na puszące się włosy ???

Na rozgrzewkę - żel pod prysznic i do kąpieli Le Petit Marseiliais

$
0
0
Witam wszystkich po krótkiej przerwie. Nazbierało mi się na raz tyle obowiązków i rzeczy do zrobienia, że ledwo mogłam się z tym wszystkim wyrobić. Dużo czasu spędzałam poza domem, a gdy wracałam, to byłam tak zmęczona, że padałam i musiałam odespać. Na szczęście wszystko się już ustabilizowało i unormowało, a ja mogę powrócić do blogowania. Tak na początek, abym się mogła rozkręcić w pisaniu, pojawi się opinia o żelu 2 w 1, czyli pod prysznic i do kąpieli marki Le Petit Marseiliais o zapachu pomarańcza i grejpfrut.


Żel ten znajduje się w dość ciekawie wyglądającym opakowaniu. Jest ono prostokątne, ale bardzo poręczne. Nie zawiera pompki (tylko otwór dozujący zamykany na klips), dlatego obawiałam się, że gdy będzie go już mniej niż połowa opakowania, to będzie się go ciężko wydobywało. Aktualnie zostało mi go już niedużo, a nadal nie mam z jego dozowaniem żadnych problemów. Pozostając jeszcze w temacie opakowania, to ma ono szatę graficzną charakterystyczną dla produktów tej marki. Prezentuje się ładnie, kolorowo, wyróżnia się na półce wśród innych kosmetyków do mycia ciała. 
 

Jegokonsystencja mi odpowiada - jest dość gęsty, ale nie za bardzo. Dzięki czemu dobrze wydobywa się go z opakowania, a zarazem nie spływa za bardzo z dłoni. Żel ma pomarańczowe zabarwienie, dobrze się pieni, łatwo spłukuje. Jego zapach bardzo mi się podoba. Jest on bardzo owocowy, energizujący i egzotyczny. Czuć w nim nutkę pomarańczy jak też i grejpfruta. Niestety nie utrzymuje się on zbyt długo. Najlepiej wyczuwa się go w opakowaniu. W trakcie kąpieli tylko na samym jej początku, potem z czasem się ulatnia. Szkoda, bo fajnie było by, gdyby unosił się w łazience jeszcze w trakcie kąpieli i jakiś czas po niej. 


Sprawdza się jeśli chodzi o oczyszczanie skóry. Poza tym nic więcej nie robi. Na szczęście nie wysusza skóry. Ot po prostu jest to taki zwykły żel do mycia ciała. Uważam go za dobry kosmetyk, ale nie rozumiem o co tyle szumu wokół tych produktów. Na początku, gdy marka ta wchodziła na polski rynek, to nie interesowałam się nią za bardzo. Dopiero liczne recenzje na blogach trochę mnie skłoniły czy by nie wypróbować. Zresztą lubię testować nowe kosmetyki. Co jakiś czas dostaję wiadomości, aby zostać ambasadorką marki. Ale ja się nie zapisuję. Wolałam sama kupić ten żel. Kosztuje on ok. 20 zł, ale ja załapałam się na promocję i za opakowanie pojemności 650 ml zapłaciłam ok. 14 zł. Myślę, że to dobra cena jak za taką pojemność. W składzie nie zawiera SLS, ale za to ALS (Ammonium Lauryl Sulfate). Jest nieco delikatniejszy, ale też należy do grupy detergentów, które mogą podrażnić. Dla mnie to nie stanowi problemu - nie przeszkadzają mi takie składniki w kosmetykach do mycia ciała. 


Skład:Aqua, Ammonium Lauryl Sulfate, Cocamidopropyl Betaine, Glycerin, Citrus Aurantium Dulcis Fruit Extract, Citrus Grandis Fruit Extract, Hydroxypropyl Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Lauryl Alcohol, Polyquaternium-7, Propylene Glycol, Ammonium Chloride, Ammonium Sulfate, Sodium Chloride, Citric Acid, Sodium Benzoate, Parfum, Limonene, Linalool, CI 15985, CI 1914.

Używaliście produktów Le Petit Marseiliais ???
Co o nich sądzicie ???

AVON Natura Effects nawilżający krem na dzień z nasionami chia

$
0
0

Ostatnio w ofercie Avonu pojawiły się nowe produkty do pielęgnacji twarzy. Jest w czym wybierać, ponieważ seria Natura Effects składa się z 6 linii dopasowanych do różnych potrzeb skóry:

  • nawilżająca (zawiera kompleks na bazie nasion chia),  
  • matująco-nawilżająca (zawiera kompleks na bazie nasion chia), 
  • rozświetlająca (zawiera kompleks na bazie nasion strelicji królewskiej), 
  • ujędrniająca 35+ (zawiera kompleks na bazie nasion granatu), 
  • przeciwzmarszczkowa 45+ (zawiera kompleks z ceramidami i nasionami granatu), 
  • kosmetyki oczyszczające w postaci toniku i pianki (zawiera kompleks na bazie nasion i orzechów oczyszczających).

Mnie te nowości na początku w ogóle nie zainteresowały. Nie przepadam za kremami do twarzy z Avonu. Miałam kilka, ale nie sprawdziły się u mnie. Dlatego przestałam je kupować. Czemu jednak mam krem z serii Natura Effect w swojej kosmetyczce? To proste - mnóstwo reklam w telewizji i prasie, a dodatkowo konsultantki Avonu, z którymi ostatnio często przebywałam - to wszystko spowodowało, że postanowiłam wypróbować tą nowość. Zdecydowałam się na krem z linii nawilżającej. Posiadający dodatkowo SPF 15. Poza tym kupiłam go też dlatego, że udało mi się go dostać za 9 zł, podczas gdy jego cena standardowa to 16,99 zł


Producent podaje, że krem Natura Effects Hydration nadaje się do wszystkich rodzajów skóry. Ma nawilżać, wygładzać i przywracać skórze zdrowy wygląd. A dodatkowo zaciekawił mnie zawarty w nim kompleks na bazie nasion chia, które wchłaniają 12 razy więcej wody niż same ważą. Mojej skórze potrzebne jest  nawilżenie, więc niech będzie ten krem. Dodatkowo te wszystkie wspaniale opisy w katalogu. Brzmi kusząco - ale jak to się przekłada na faktyczne działanie ???


Krem jest bardzo lekki i łatwo rozprowadza się na skórze. Dość szybko się wchłania. Czytałam, że u niektórych osób zostawia lepką warstwę, ale u mnie tego nie zaobserwowałam. Dlatego używałam go też pod makijaż. Co ważne nie zapychał skóry - nie przyczynił się do powstania większej ilości zaskórników. Ma bardzo delikatny i przyjemny zapach. Krem ten z nawilżaniem skóry poradził sobie nawet nieźle. Przynajmniej na początku tak mi się wydawało. Jednak z czasem zaczęłam obserwować, że skóra zaczyna mi się bardziej niż zwykle złuszczać. Suche skórki były bardzo dobrze widoczne na policzkach. Tak nie powinno być - to są oznaki, że krem nie działa. Odstawiłam go i już nie używam.

Krem ma bardzo długi skład, który po głębszej analizie wypada słabo. Byłam ciekawa co tak właściwie zawiera. Bardziej szczegółowo rozpisałam tylko początkowe składniki, występujące przed substancjami zapachowymi (Parfum). Nie odnalazłam wśród nich kompleksu na bazie nasion chia. Okazuje się, że jest to jeden z końcowych składników, który występuje w znikomej ilości. Jednak skoro znajduje się w kremie, to można przecież zachwalać jego wspaniałe właściwości.

Skład:
Aqua- woda rozpuszczalnik
Glycerin - humektanty/środki rozpuszczające. Pochodzenie różne (także petrochemiczne), zatrzymuje wodę w skórze, nawilża, daje wrażenie miękkiej skóry.
Ethylhexyl Methoxycinnamate - metoksycynamonian etyloheksylu, filtr UVB, chroni kosmetyk przed pogorszeniem się jego jakości pod wpływem światła. Składnik zaburzający GOSPODARKĘ HORMONALNĄ (opublikowane przez Komisję Europejską w 2007 roku).
Homosalate - filtr UV, chroniący skórę przed szkodliwym wpływem promieniowania słonecznego. Jego maksymalne dopuszczalne stężenie to 10%.
Propanediol - otrzymywana z kukurydzy naturalna substancja nawilżająca, emulgująca, poprawiająca konsystencję, doskonały nośnik substancji aktywnych oraz naturalny konserwant.
Dimethicone - syntetyczny emolietnt odpowiadający za wygładzenie skóry bądź włosów, silikon. Może zatykać pory (działanie komedogenne).
Butyl Methoxydibenzoylmethane - jeden z najczęściej wykorzystywanych  w kosmetyce filtrów UVA, dopuszczony do stosowania na całym świecie. Niestety, jest związkiem fotoniestabilmym, co oznacza, że traci od kilkunastu do kilkudziesięciu procent swojej aktywności po nałożeniu na skórę, czyli jego działanie ochronne spada z upływem czasu. Dopuszczalne maksymalne stężenie 5%
Hydrogenated Polyisobutene - uwodorniony poliizobuten - emolient, środek kondycjonujący skórę.
Hydroxyethyl Urea- hydroksyetylomocznik. Substancja nawilżająca, mająca zdolność przenikania przez warstwę rogową naskórka. Działa zmiękczająco, utrzymuje wilgotność.
Benzophenone-3 składnik pochodzenia chemicznego. Filtr przeciwsłoneczny. Substancja alergizująca. 
Lauryl Lactate - emolient
Cetearyl Alcohol - kat. emulgatory/emolienty/regulatory lepkości. Biała, woskowata substancja nadająca skórze miękkość i gładkość, natłuszcza.
Silica - krzemionka, naturalny minerał, powszechnie stosowany jako składnik pudrów kosmetycznych. Nadaje skórze gładkość.
PEG-100 Stearate - emulgator
Pentylene Glycol glikol pentylenowy, substancja rozcieńczająca, czynnik nawilżający, dobrze tolerowany przez skórę.
Parfum - substancje zapachowe 

Pełen skład wygląda następująco. Na czerwono zaznaczyłam, gdzie znajdują się substancje zapachowe, a gdzie kompleks z nasion chia. Są tam też i inne substancje aktywne jak na przykład masło shea, panthenol i inne ekstrakty roślinne.
 
 
Mieliście ten krem ???
Co sądzicie o nowej linii Natura Effects z Avonu ???

Ulubieńcy czerwca 2015r.

$
0
0
W tym miesiącu nadal używam i tak samo lubię kosmetyki, które były moimi ulubieńcami w maju, czyli hibiskusowy tonik do twarzy oraz lekki krem nagietkowy. Oba produkty są marki Sylveco. Nadal dobrze się sprawdzają i są bardzo wydajne. Jednak do grona moich ulubieńców w czerwcu dołączyły jeszcze dwa produkty.


Jeden z nich to łagodzący żel-krem oczyszczający firmy Iwostin z linii Rosacin. Są to kosmetyki przeznaczone dla skóry z trądzikiem różowatym. Od pewnego czasu zaczynam mieć problemy z zaczerwienioną skórą na policzkach. Występuje to zaraz po demakijażu, czy też po aplikacji kremu. Na początku nie wiedziałam co się dzieje. Jednak okazuje się, że są to pierwsze objawy trądziku różowatego. Nigdy nie miałam ze skórą twarzy jakiś większych problemów, a teraz nagle zaczyna się. Moja mama zmaga się z trądzikiem różowatym, to właśnie ona kupiła ten żel-krem. Ja akurat jestem w fazie, że wszystko się uspokoiło i skóra wróciła do normy. Ale muszę mieć się na baczności i nieco zmieniam pielęgnacje, dlatego zaczęłam używać ten produkt. Jest on określany jako żel-krem, ponieważ jest to zgodne z jego konsystencją. To żel do mycia twarzy o konsystencji kremowej i białym kolorze. Jest bardzo delikatny i nie podrażnia skóry. Wystarczy jego niewielką ilość nanieść na dłoń lub wacik kosmetyczny, a następnie przemyć nim twarz. Pozostałość produktu można spłukać wodą lub usunąć czystym wacikiem kosmetycznym. Po jego użyciu nie zostaje też efekt ściągniętej i suchej skóry. Główne składniki aktywne w nim zawarte to:
- Biolin (prebiotyk) sprzyja rozwojowi korzystnej flory bakteryjnej skóry wzmacniając jej barierę ochronną,
- Pronalen Aesculus zmniejsza rumień poprzez regulację mikrokrążenia skórnego,
- Pullalan tworzy na powierzchni skóry warstwę ochronną, zabezpieczającą przed nadmierna naskórkową utratą wody (TEWL) oraz zmniejsza ryzyko powstawania zaczerwienienia skóry i podrażnień spowodowanych czynnikami zewnętrznymi,
- Hialurinian sodu wiąże wodę w naskórku, dzięki czemu zapewnia wysoki poziom nawilżenia skóry,
- Alantiona wykazuje silne właściwości łagodzące i kojące,
- Lipex Omega 3/6 przywraca równowagę hydrolipidowa naskórka i poprawia funkcjonowanie jego bariery ochronnej.

W skład serii  Rosacin wchodzi jeszcze kilka innych kosmetyków, czyli kremy do twarzy na dzień i na noc, emulsja oczyszczająca, a ostatnio pojawiła się nowość płyn micelarny. Zastanawiam się czy nie spróbuję jeszcze innych kosmetyków z tej linii.

Skład:Aqua, Propylheptyl Caprylate, Glycerin, Methylpropanediol, Inulin, Sodium Cocoyl Alaninate, Sodium Hyaluronate, Propylene Glycol, Aesculus Hippocastanum Seed Extract, Decyl Glucoside, Alphaglucan Oligosaccharide, Olus Oil, Camelina Sativa Oil, Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Pullulan, Phenoxyethanol, Ethylhexylglycerin, Xanthan Gum, Allantoin, Disodium EDTA, Parfum, Sodium Hydroxide, PEG-8, Tocopherol, Ascorbyl Palmitate, Ascorbic Acid, Citric Acid.


Drugim kosmetykiem jest coś z kolorówki: Oriflame Maskara Wonder Lash. Na początku nie lubiłam tego tuszu, bo był zbyt rzadki i efekt na rzęsach dawał kiepski. Dopiero po jakimś czasie nieco zgęstniał i zrobił się w sam raz taki jaki lubię, aby był tusz. Stał się teraz znacznie lepszy. Ma mocny, czarny kolor oraz ciekawą dwustronną szczoteczkę. Z jednej strony ma ona dłuższe włoski, a z drugiej krótsze. Najpierw maluję rzęsy tą krótszą częścią szczoteczki, która fajnie je rozdziela i układa. Jest też odpowiednia do dolnych rzęs. Tymi dłuższymi włoskami aplikuję drugą warstwę tuszu, aby nadać rzęsom objętości i długości. Uzyskany efekt bardzo mi się podoba. Rzęsy nie są posklejane, nie robią się też tzw. "pajęcze nóżki". W trakcie dnia maskara dobrze się trzyma i nie kruszy się.
A jacy są Wasi ulubieńcy w czerwcu ???

Zużycia / zakupy / prezenty w czerwcu

$
0
0
To będzie taki wielki miks. Wszystko w jednym poście. Na początku miałam zużycia i zakupy rozbić na osobne części, ale stwierdziłam, że nie ma tego aż tak dużo, więc lepiej jak zamieszczę wszystko razem.


Na początek zużycia. W tym miesiącu mało ich. Ale to wynika z tego, że sporo nowych kosmetyków zaczęłam używać i jeszcze się one nie zużyły.


1. VELVETIC PROFI łagodny krem do depilacji - co prawda jest on przeznaczony do depilacji miejsc wrażliwych takich jak pachy i okolice bikini, ja jednak potrzebowałam go do depilacji nóg. Zapodziałam sobie gdzieś mój depilator, a zaszła potrzeba, aby nogi były ogolone. Pod ręką miałam tylko ten krem. Dostałam go już dawno temu i leżał sobie czekając, aż będzie potrzebny. Sprawdził się dobrze.

2. BIODERMA Sensibio płyn micelarny do demakijażu - bardzo go lubię. Kupiłam jakiś czas temu dwa opakowania, gdy były na promocji. Na razie zużyłam jedno. 

3. GARNIER Ultra Doux odżywka pielęgnacyjna - moje włosy po jej użyciu nie wyglądały dobrze. Nie były sypkie, ani miękkie, za to zbyt mocno obciążone. Potem gorzej się układały, zwijały się w brzydkie strąki. Jedyne jej zalety to fajne opakowanie, które jest lekko prześwitujące, dzięki czemu widać ile odżywki jeszcze zostało. Ma bardzo przyjemny zapach i ciekawy kolor. Dobrze się ją nakłada na włosy, mimo że jest gęsta. Zużyłam ją w końcu i nie kupię ponownie.


4. MAYBELLINE Mega Plush Volum Express Mascara - producent klasyfikuje ten produkt jako maskarę pogrubiającą. Ja niestety tego nie zauważyłam. Efekt jaki daje jest bardzo słabiutki, nawet po nałożeniu dwóch warstw. Ja lubię mocniej podkreślone rzęsy. Tusz ma dużą szczoteczkę, którą niewygodnie mi się używało. Często zdarzało mi się pobrudzić nim wykonany już makijaż. Ładnie rozczesuje górne rzęsy, ale dla dolnych jest zbyt nieprecyzyjna ta szczoteczka. W ciągu dnia osypuje się. Po prostu jestem nim mega rozczarowana.

5. WIBO czarny eyeliner - bardzo dobry i tani eyeliner. Jestem z niego zadowolona i co jakiś czas go kupuję.

6. MARIZA pomarańczowy peeling do ust - z peelingu tego w sumie jestem zadowolona. Ma odpowiednią konsystencje. Nie jest zbyt zbity, a jednocześnie podczas nakładania na skórę nie osypuje się. Cukrowe kryształki masują skórę i wygładzają ją. Zaobserwowałam też właściwości nawilżające. Ma ładny pomarańczowy zapach.

Zużyłam też kilka próbek. Staram się z nich korzystać na bieżąco, aby mi się ich znów zbyt dużo nie nazbierało.


Przejdźmy teraz do zakupów, które też nie są duże. W Rossmannie zakupiłam:
- ISANA Professional szampon Repair Nutrition do włosów mocno uszkodzonych i łamliwych za 4,99 zł
- CAREX antybakteryjny żel do rak za 9,99 zł.
- LOVELY rozświetlacz do twarzy o ciepłym odcieniu za 8,99 zł
- WIBO brązowy żel stylizujący do brwi za 9,49 zł.

W aptece kupiłam Biostyminę (25,67 zł). Stosuje się ją doustnie w celu poprawienia odporności. Ja jednak natrafiłam na post Aliny Rose, która stosowała ją jako składnik wcierki do włosów. W taki sposób zamierzam ją wypróbować.
W Douglasie kupiłam pielęgnujący olejek do twarzy marki Artemis (125 zł). Zawiera on olej sezamowy, olej rokitnikowy, olej z pestek moreli i winogron, olej z nasion kwiatu pasyjnego. 
A od koleżanki dostałam do wypróbowania rajstopy w sprayu Sally Hansen. Niestety na razie nie mam ich jak wypróbować, bo zimno się zrobiło.




W tym roku marka Dr Irena Eris (Pharmaceris, Lirene, Under Twenty) znów zrobiła miłą niespodziankę w postaci kosmetyków do testowania. Znalazło się tutaj sporo nowości, których jestem bardzo ciekawa. Będę je stopniowo prezentować na blogu.


A jak tam Wasze zużycia i zakupy w tym miesiącu ???

Urodziny bloga i coś dla Was

$
0
0
Witajcie kochani !!!
Kolejny rok blogowania za mną. Jak ten czas szybko leci. Tak szybko, że w tym roku nieco przegapiłam tę rocznicę. Przypadała ona w maju, ale w lipcu przecież też można świętować z tej okazji. Prowadzę blog już parę lat i na razie nie wyobrażam sobie, że abym miała przestać. Mam nieraz na to mniej czasu, ale jak nie dam rady pisać postów, to chociaż staram się czytać Wasze. Jednak przede wszystkim blog żyje dzięki Wam - moim czytelnikom. Dziękuje, że tu jesteście i zaglądacie na mojego bloga. W ramach podziękowania przygotowałam mały konkurs. Mam nadzieję, że nagroda spodoba się Wam. 

W skład nagrody wchodzi:


- Douglas lakier do paznokci w kolorze 184 Heartbreak
- Douglas Lipstick Matte numer 6 Smoothie framboise
- Batiste suchy szampon floral and flirty blush
- L'Oreal Casting Sunkiss żel rozjaśniający do włosów
- Ziaja liście manuka krem mikrozłuszczający z kwasem migdałowym na noc
- Purederm kolegenowa maseczka pod oczy
- Purederm głęboko oczyszczająca maseczka peel-off


Aby zdobyć ten zestaw trzeba:
- być obserwatorem bloga lub fanem na facebooku

- odpowiedzieć na pytanie konkursowe:
które urodziny obchodzi w tym roku blog "Uwielbiam być kobietą?"

- podać swój adres e-mail do kontaktu w razie wygranej.


Zgłoszenia proszę wysyłać poprzez wypełnioną ankietę.


Konkurs trwa od 01.07.2015 do 10.07.2015



Regulamin konkursu:

1. Konkurs trwa od 01.07.2015 do 10.07.2015 do godz. 23:59.
2. Sponsorem wszystkich nagród jestem ja - właścicielka bloga http://pure-morning123.blogspot.com/
3. Konkurs przeznaczony jest dla pełnoletnich użytkowników, lub dla niepełnoletnich za zgodą rodziców.
4. Zwycięzcą zostanie jedna osoba, która otrzyma zestaw widniejący na zdjęciu.
5. Nagroda nie podlega wymianie na inną lub na ekwiwalent pieniężny.
6.  Wysyłam tylko do Polski.
7. Zgłoszenia z blogów, które są stworzone tylko do brania udziału w rozdaniach nie będą brane pod uwagę.
8. Wyniki zostaną ogłoszone do 5 dni od zakończenia konkursu, poprzez informację na blogu oraz przesłaniu maila do wygranej osoby. 
 Jeśli w ciągu 3 dni nie otrzymam adresu, wybieram kolejną osobę.
 9. Nagrodę wyślę pocztą w ciągu 5 dni od otrzymania adresu.
11. Konkurs nie podlega przepisom Ustawy z dnia 29 lipca 1992 roku o grach i zakładach wzajemnych 


Mam nadzieję, że formularz zadziała dobrze, bo dawno z niego nie korzystałam.

Zapraszam wszystkich do zabawy :)))

KOBO Transcullent Loose Powder

$
0
0
Znajduje się w zakręcanym słoiczku. Opakowanie to jest proste i estetyczne. Ale wykonane ze słabej jakości plastiku, który bardzo łatwo się rysuje. Przez to traci na swym wyglądzie. Nie używałam tego opakowania zbyt długo, ale przez ten czas zrobiło się na nim sporo rys. Widać je dokładnie na zdjęciu. 


W środku opakowanie zaopatrzone jest w sitko. Niestety nie używa mi się go dobrze. Moim zdaniem dziurki w sitku są zbyt duże. Co prawda producent napisał, aby zerwać tylko połowe z folii zabezpieczającej. Jednak nie udało mi się uniknąć zbyt dużej ilości wysypanego pudru. Dlatego przesypałam go do innego opakowania. Moim ulubionym jest to, które mam po pudrze z LilyLolo. Aktualnie trzymam w nim puder z Kobo. Jestem zadowolona z takiego rozwiązania.


To są właściwie jedyne zastrzeżenia, które mam do tego produktu. Są one związane z opakowaniem, a nie z samym pudrem. Tak się składa, że znalazłam wiele negatywnych opinii o nim. Nie rozumiem czemu zbiera tyle negatywów.  Jeśli o mnie chodzi, to ja go bardzo lubię. Spełnia wszystkie moje oczekiwania jakie mam odnoście pudru sypkiego. 


Jest on drobno zmielony i ma lekko żółtawe zabarwienie. Po przypudrowaniu twarzy ładnie stapia się z odcieniem skóry. Nie bieli jej, ani nie pozostawia efektu jakby przyprószenia mąką. Nie jest widoczny na skórze, daje naturalny efekt. Dobrze komponuje się z każdym podkładem, który posiadam. Ale ostatnio, gdy rozpoczęły się upały, stosuję na twarz sam puder. Potrzebuję tylko lekko zmatowić skórę i nie martwić się, że podkład w ciągu dnia spłynie.


Dobrze matowi skórę. Przy mojej mieszanej cerze, gdy nie ma upałów, tak do 6 godzin bez poprawek. Co uważam, za dobry wynik. Ma bardzo delikatny i przyjemny zapach. Puder jest bardzo wydajny. Na przypudrowanie całej twarzy wystarczy wysypać na wieczko jego niewielką ilość. Używam go już 1,5 miesiąca i nie ubyło mi go przez ten czas dużo.


Pojemność: 8 g
Cena: 23 zł (ja kupiłam go na promocji za ok. 14 zł)
Skład:Talc, Mica, Titanium Dioxide, Corn Starch, Kaolin, Zinc Stearate, Polyethylene, Silica, Benzophenone – 3, Phenoxyethanol, Ethylhexylglycerin, Parfum, Citronellol, Hexyl Cinnamal, CI 77492.


Mieliście ten puder ???
Co o nim sądzicie ???

Urodziny bloga - wyniki

$
0
0
W tym roku przypadła czwarta rocznica odkąd prowadzę bloga. Z tej okazji przygotowałam dla Was małe co nieco. W moim konkursie można było wygrać:


- Douglas lakier do paznokci w kolorze 184 Heartbreak
- Douglas Lipstick Matte numer 6 Smoothie framboise
- Batiste suchy szampon floral and flirty Blush
- L'Oreal Casting Sunkiss żel rozjaśniający do włosów
- Ziaja liście manuka krem mikrozłuszczający z kwasem migdałowym na noc
- Purederm kolagenowa maseczka pod oczy
- Purederm głęboko oczyszczająca maseczka peel-off

Nastała pora, aby ogłosić wyniki. Kosmetyki te otrzymuje:

Żaneta Serocka

Gratuluję Ci wygranej. Zaraz piszę do Ciebie mail.
Dziękuję wszystkim uczestnikom za udział w zabawie :))

3 RAZY NIE #6 - czyli kosmetyki, na których się zawiodłam

$
0
0
W dzisiejszej odsłonie tej serii postów chciałabym wylać swoje żale na trzy kosmetyki, które mnie bardzo rozczarowały swoim działaniem. A właściwie brakiem działania. Jest to dla mnie duże zaskoczenie, a zarazem przykra sprawa, ponieważ pokładałam w nich duże nadzieje. Kosmetyki te mają dobre składy, zbierają wiele pozytywnych opinii, dlatego tak bardzo się dziwie, że się u mnie nie sprawdziły.



BIOLIQ 
balsam intensywnie odżywiający

Balsam ten ma za zadanie intensywnie odżywiać i pielęgnować skórę ciała. Zawiera między innymi ekstrakt z ziela skrzypu polnego, który ma poprawiać metabolizm kolagenu, działać odbudowująco, wygładzająco i ujędrniająco. Balsam ma zmiękczać i uelastyczniać naskórek, dawać skórze poczucie długotrwałego ukojenia i odprężenia. Dodatkowo łagodzić podrażnienia oraz przywracać prawidłową równowagę wodno-lipidową. Wszystko to pięknie i ładnie brzmi, niestety ja nie zaobserwowałam żadnego z tych efektów. Latem moja skóra nie potrzebuje dużego nawilżenia. Poza tym nie jest bardzo sucha, nie mam problemów z jej przesuszeniem czy nadmiernym rogowaceniem. Lecz mimo to balsam ten okazał się dla mnie za słaby. Dobre w nim jest to, że szybko się wchłania i nie zostawia na skórze tłustej warstwy. Jednak zaraz po wchłonięciu nie czuć, że w ogóle się czymś smarowałam. Nie zauważyłam żadnego odżywienia ani nawilżenia.


OLEJ MARULA

Jest on porównywany do oleju arganowego. Ale jest od niego znacznie przyjemniejszy w użyciu. Ma łagodniejszy i delikatniejszy zapach. Jest też lżejszy od oleju arganowego - to znaczy mniej tłusty i szybciej się wchłania. Pod tym względem bardzo mi przypasował. Oba też pochodzą z Afryki. Olej marula posiada liczne właściwości: ma poprawiać stopień nawilżenia skóry, wykazywać działanie gojące i regenerujące, działać przeciwzmarszczkowo, poprawiać elastyczność skóry, działać antybakteryjnie. Używam go już dość długi czas, bo od lutego. Aplikuję go na skórę twarzy przynajmniej raz dziennie, przeważnie na noc. Jest bardzo wydajny, ponieważ jeszcze nie zużyłam go nawet połowy. Jednak nie widzę, aby moja skóra przez ten czas jego używania zrobiła się lepsza. Wiem, że część z jego działania (na przykład to przeciwzmarszczkowe) trudno jest zaobserwować tak od razu. Jednak zastanawiam się czy nie zacznę też używać go na włosy, aby zużyć przed terminem ważności.


BIELENDA PROFESSIONAL
 krem na dzień do twarzy na naczynka 
z rutyną i witaminą C

Krem ten przeznaczony jest do cery skłonnej do zaczerwienień i rozszerzonych naczynek. Ja jeszcze problemów z naczynkami nie mam, ale skłonność do zaczerwienień już tak. Używam go od marca. Przez ten czas nie zauważyłam, aby mi coś pomógł. Zawiera potrzebne do tego składniki aktywne takie jak: witamina C, rutyna, ekstrakt z kasztanowca, witamina B3. Co z tego jak nie widać efektów jego działania. A jest to przecież kosmetyk przeznaczony do stosowania w gabinetach kosmetycznych, dlatego spodziewałam się, że będzie lepiej działał. 


Mieliście któryś z tych kosmetyków ??? 
Jak się u Was sprawdziły ???

Rajstopy w sprayu - Sally Hansen oraz Lirene

$
0
0
Produkty, które mają poprawić wygląd nóg nie są nowością na rynku. Czytałam o nich już wiele recenzji. Jednak nie zdecydowałam się na zakup żadnego. Dopiero w tym roku będę je testować. Na dodatek aż dwa różnych marek: Lirene oraz Sally Hansen. Oba te produkty mają nadać natychmiastowy efekt opalonej skóry. Nogi zawsze opalają mi się znacznie wolniej niż ręce czy brzuch. Dlatego dobrze jest wyrównać tą dysproporcje między górną, a dolną częścią ciała.

 
Aplikacja rajstop w sprayu:

Oba te produkty aplikuje się w ten sam sposób. Znajdują się w opakowaniu z atomizerem, takim jak dezodoranty. Przed użyciem należy nimi wstrząsnąć i rozpylać w odległości ok. 15 cm od dłoni. Potem dokładnie rozprowadzić na skórę nóg tak, aby nie było smug. Najlepiej zrobić to szybkimi, kolistymi ruchami. Produkty mają przyjemną, płynną konsystencje. Łatwo rozprowadzają się na skórze. Już od pierwszej ich aplikacji nie miałam z tym żadnego problemu. Szybko zastygają. Potem należy umyć dłonie przy użyciu mydła i wody. Tym samym sposobem zmywa się potem też i rajstopy z nóg.
Dodatkowo warto pamiętać, aby nakładać je na wydepilowaną skórę, ponieważ nieestetycznie osiadają na włoskach. Dobrze jest też dzień przed aplikacją zrobić peeling skóry na nogach. Nierówny i złuszczający się naskórek spowoduje, że rajstopy będą gorzej wyglądać. Trzeba też pilnować, aby skóra było dobrze nawilżona. Ale przed aplikacją rajstop należy zmyć balsam. Rajstopy w sprayu nakładać na suchą, pozbawioną jakiejkolwiek tłustej warstwy skórę.



To zdjęcie pokazuje jak na nogach wyglądają oba te produkty. Po prawej widać rajstopy w sprayu Sally Hansen w odcieniu Light Glow, natomiast po lewej jest Lirene rajstopy w sprayu w odcieniu do jasnej karnacji. Te z Lirene są troszkę jaśniejsze, a ich kolor bardzo cielisty. Natomiast te z Sally Hansen są znacznie ciemniejsze, mimo że to jest najjaśniejszy odcień. Wpadają lekko w pomarańczowy kolor. Jednak oba te produkty po rozsmarowaniu i zaschnięciu ładnie dopasowują się do skóry i naturalnie na niej wyglądają. Sprawiają, że skóra wygląda na bardziej gładką i napiętą. Ukrywają też niedoskonałości na nogach: wyrównują nierówny koloryt, zasinienia, bladość, pęknięte naczynka (ale tylko te mniejsze).




SALLY HANSEN
 Airbrush Legs
kolor Light Glow


To był pierwszy produkt do poprawy wyglądu nóg, o którym usłyszałam. Cieszy się on dużą popularnością. Występuje w  trzech odcieniach. Jako, że mam jasną karnację, to posiadam najjaśniejszy z nich, czyli Light Glow. Jest dla mnie wprost idealny. Po wyschnięciu wygląda bardzo naturalnie. Trochę tak jakby były to rajstopy. Ale daje efekt ładnej opalenizny. Rajstopy te są bardzo wytrzymałe i odporne na wiele czynników. Najpierw jednak należy odczekać aż porządnie wyschną, czyli tak ok. 10 minut. Potem produkt staje się wodoodporny. Nie ścierają się, dzięki temu nie brudzą ubrań (również tych białych). Wytrzymują duże upały - nawet jak skóra się spoci, to nic się nie smuży, ani nie roluje. Jeszcze w tamtym roku były dość trudno dostępne. Trzeba było ich szukać w Douglasie lub na Allegro. Aktualnie są lepiej dostępne - można je też kupić w Rossmannie czy SuperPharm. Dają ładne matowe wykończenie. Mi się to bardzo podoba, ponieważ nie lubię błyszczenia na skórze. Jeśli chodzi o ich wady, to z powodu ich dużej trwałości, trudno je zmyć. Nie wystarczy tylko sama woda z mydłem, potrzebuję jeszcze gąbkę i trzeba mocno trzeć. Jest to też dość drogi produkt, ponieważ w regularnej cenie kosztuje ok. 57 zł za 75 ml. Na szczęście są na nie nieraz promocje, więc można je kupić nawet i o ok. 20 zł taniej.



LIRENE 
Leg make-up
kolor dla jasnej karnacji


Pod wieloma względami rajstopy te podobne są do tych z Sally Hansen. Nie tylko dlatego, że są w opakowaniu z atomizerem i tak samo się je aplikuje. Ale także dają podobny efekt i mają podobną trwałość. Cieszę się, że Lirene stworzyło ten produkt, aby był konkurencją dla innych marek. Pod względem ceny i pojemności wypadają znacznie lepiej niż te z Sally Hansen, ponieważ za 200 ml zapłacimy 29,99 zł (a na promocji ok. 23 zł). Występują w dwóch kolorach: dla jasnej i ciemnej karnacji. Jako że jestem wielkim bladziochem, to używam te jaśniejsze. Efekt jaki dają również mi się podoba. Wyglądają bardziej naturalnie niż te z Sally Hansen, ponieważ mniej wpadają w pomarańczowe tony. Jednak mają słabsze krycie i abym uzyskała zadowalający mnie efekt potrzebuje nałożyć ich dwie warstwy. Trzeba z nimi nieco bardziej uważać, ponieważ charakteryzują się mniejszą trwałością. Należy poczekać chwile aż wyschną, ale mimo to nieco brudzą ubrania. Poza tym, gdy mam je na skórze, to muszę uważać, aby nie zakładać nogi na nogę, ponieważ w miejscu styku skóry rolują się. Na szczecie nie powoduje to powstania wielkich ubytków, ale w miejscu tym jest mniej produktu, robi się małe przebarwienie. Zrolowany produkt trzeba strzepać, bo wygląda nieestetycznie na skórze. Znacznie łatwiej też je zmyć. Wystarczy tylko mydło i woda. Nie trzeba mocno trzeć. 

Podsumowując: Jaka będzie wydajność obu tych produktów jeszcze się okaże, bo używam je dopiero od lipca. Jestem z ich bardzo zadowolona i już nie wyobrażam sobie, abym miała ich nie mieć. Dla mnie te produkty są teraz "must have" na lato. Takiego efektu nie daje samoopalacz, ani balsam brązujący. Nie mają nieprzyjemnego zapachu jak niektóre samoopalacze. Optycznie też wyszczuplają nogi. 

Miałyście któreś z tych rajstop w sprayu ???
Co o nich sądzicie ???

Metaliczne "tatuaże"

$
0
0
Nazywane są tatuażami, ale nimi nie są. To są po prostu naklejki, które mają zdobić. W zależności od wzoru i miejsca gdzie je przykleimy, potrafią wyglądać jak biżuteria. Od pewnego czasu jest ich spory wysyp i wiele osób je miało. Ja też postanowiłam wypróbować.


Bardzo mi się podobają jako ozdoba na wyjątkowe okazje, chociaż niektórym osobom (w zależności od ich stylu) pasują również na co dzień. Tatuaże te są coraz popularniejsze, a w zawiązku z tym coraz łatwiej dostępne i można kupić je bardzo tanio. Mają je w swojej ofercie między innymi Biedronka, Rossmann, SuperPharm, ale mozna je kupić też na Allegro. Moje dostałam od BornPrettyStore


Można je naklejać wszędzie. Ładnie wyglądają jako naszyjniki, czy bransoletki. Jednak przy wyborze miejsca trzeba brać pod uwagę to, że szybko się ścierają. Dlatego przyklejanie ich tam, gdzie będziemy je często pocierać, np. o ubranie, spowoduje, że szybciej się zetrą. Ładnie wyglądają tak średnio jeden dzień, ale jak się je dobrze naklei i w mało trącym miejscu, to potrafią wytrzymać nawet 4-5 dni.


Aplikuje się je na skórę bardzo prosto. Wystarczy wyciąć wybrany wzór, przyłożyć do skóry i zmoczyć wodą. Potem odciągnąć kartonik i gotowe. 
Warto jednak uwzględnić przy tym kilka wskazówek:
- przyklejać je na czystą, nie natłuszczoną skórę (aby nie była posmarowana balsamem ani oliwką), bo naklejka dobrze nie przylgnie i będzie się słabiej trzymać.
- trzeba uważać, gdy się je przykleja na włoski, na przykład te na rękach - naklejka może na nich nieładnie wyglądać. 
- na początku dobrze jest przymierzyć czy naklejka będzie pasować i jakie wybrać dla niej najlepsze ułożenie. W tym celu dobrze jest przyłożyć naklejkę do skóry nie zdejmując foli. 
- gdy już wszystko jest sprawdzone, to odklejamy folie i przykładamy tatuaż. Najlepiej, gdy przykleimy go na raz, bez żadnych poprawek. Tak, aby już nie przesuwać nim po skórze.
- potem naklejkę polać wodą lub przyłożyć do niej zmoczone płatki kosmetyczne. Kartonik powinien być całkowicie mokry. Wtedy lekko go odginamy, aby sprawdzić czy naklejka już przykleiła się do skóry i odrywamy go. 


Naklejki te są odporne na mycie wodą z mydłem. Potrafią wytrzymać kilka kąpieli.Ale tarcie ręcznikiem po umyciu może im zaszkodzić. Aby zachować je na dłużej, gdy je wycieramy, to tylko poprzez delikatne przyłożenie ręcznika. Sposobów na zmycie tatuaży znalazłam kilka. Można użyć oliwki albo oleju - naklejki dobrze schodzą, bo tłuszcz sprawia, że się odklejają. Stosując tą metodę nie będzie bolało, gdy będzie się ściągać tatuaż z mikro-włosków, które się ma na ciele. Można je też zmywać przy pomocy zmywacza do paznokci. 


Mieliście takie tatuaże ???
Co o nich sądzicie ???

Ulubieńcy lipca 2015r.

$
0
0
Marka Evree jest jedną z tych, które bardzo lubię. Miałam już kilka ich kosmetyków. Jak dotąd nie trafiłam jeszcze na taki, który by mi się nie spodobał. W tym miesiącu nawet dwa z nich trafiają do moich ulubieńców.

EVREE POWER FRUIT
nawilżająca specjalistyczna kuracja do ciała 


Jest to nowość marki, którą dostałam do wypróbowania. Olejek ten przeznaczony jest do wszystkich rodzajów skóry. Polubiłam go używać nawet bardziej niż olejek Super Slim tej marki. To znaczy lubię oba, ale olejek Power Fruit pod wieloma względami podoba mi się bardziej. Ciekawe w nim jest to, że jest to olejek dwufazowy. Przed użyciem należy nim wstrząsnąć, aby połączyć obie fazy. Konsystencje ma typową jak dla olejku - jest tłusty. Po rozsmarowaniu pozostawia jednak przyjemny i kojący film, a nie lepką, tłustą warstwę. Jak na olejek to nawet dość szybko się wchłania. Zajmuje to więcej czasu niż w przypadku balsamów, ale ogólnie nie jest źle. Znajduje się w plastikowym opakowaniu z aplikatorem typu "press". Jest bardzo wydajny - nie trzeba używać go zbyt dużo na raz. Wiadomo, że skóra wchłonie i tak tylko tyle składników ile jej potrzeba. Nie używam go codziennie. Wystarczy mi tak 3-4 razy w tygodniu. Rozprowadza się go szybko i bez problemów. Dobrze nawilża skórę. Nadaje jej sprężystości i gładkości. Ma bardzo przyjemny, słodki zapach. W jego składzie znajduje się wiele wspaniałych substancji. Zawiera m.in. olejek migdałowy, olejek malinowy, olejek winogronowy, olejek jojoba, olejek sezamowy, olejek awokado.

Pojemność: 100 ml
Cena: ok. 28 zł
Skład:Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil, Aqua (Water), Caprylic/Capric Triglyceride, Vitis Vinifera (Grape) Seed Oil, Persea Gratissima (Avocado) Oil, Sesamum Indicum (Sesame) Seed Oil, Glycerin, Rubus Idaeus (Raspberry) Seed Oil, Simmondsia Chinesis (Jojoba) Seed Oil, Sodium Hyaluronate, Tocopheryl Acetate, Phenoxyethanol, Ethylhexylglycerin, Sodium Chloride, Disodium EDTA, BHA, Parfum (Fragrance), Benzyl Salicylate, Hexyl Cinnamal, Hydroxycitronellal, Butylphenyl Methylpropional, Limonene, Linalool, Hydroxyisohexyl 3-Cyclohexene Carboxaldehyde.



EVREE MAX REPAIR
regenerujący krem do rąk


Przeznaczony jest on do skóry bardzo suchej i podrażnionej. Moja skóra dłoni, aż taka nie jest. Staram się wykonywać jak najwięcej prac w rękawiczkach, aby ograniczać kontakt z detergentami. Ale mimo to skóra potrzebuje dobrego nawilżenia i działania regenerującego. A ten krem mi to zapewnia. Dłonie są gładkie jeszcze przez długi czas po jego użyciu. Zapobiega też przesuszaniu skóry. Ma on dość gęstą i treściwą konsystencje, jednak wchłania się dość szybko. Pozostawia na skórze delikatną powłoczkę, ale nie jest to nieprzyjemny, tłusty film. Ma przyjemny, delikatny zapach. Krem ten ma bardzo fajny skład. Zawiera olej arganowy, migdałowy, awokado, masło shea, a także d-pantenol, allantoine, glicerynę, mocznik (urea). Jest wydajny - wystarczy użyć jego niewielką ilość. Znajduje się w estetycznie wyglądającej tubce, która zamykana jest na klips. Dzięki temu wygodnie się go używa (nie lubię zakręcanych tubek). Nosze go w torebce, aby sięgać po niego w razie potrzeby. Zdobył on nagrodę "Wybór konsumentów - produkt roku 2014".

Pojemność: 100 ml
Cena: ok.9 zł
Skład:Aqua (Water), Caprylic/Capric Triglyceride, Glycerin, Urea, Cetearyl Alcohol, Ceteareth-20, Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil, Glyceryl Stearate, Aluminum Starch Octenylsuccinate, Cera Alba (Beeswax), Butyrospermum Parkii (Shea) Butter, Persea Gratissima (Avocado) Oil, Glycine Soja (Soybean) Oil, Glycine Soja (Soybean) Sterols, Hexyl Laurate, Sodium Acrylate / Acryloyldimethyltaurate Copolymer, Isehexadecane, Polysorbate 80, Argania Spinosa Kernel (Argan) Oil, Panthenol, Allantoin, Dimethicone, PEG-8, Tocopherol, Ascorbyl Palmitate, Ascorbic Acid, Citric Acid, Phenoxyethanol, Ethylhexylglycerin, Xanthan Gum, Disodium EDTA, 2-Bromo-2-Nitropropane-1,3-Diol, Benzyl Salicylate, Hexyl Cinnamal, Butylphenyl Methylpropional, Limonene, Linalool, Parfum (Fragrance).


Mieliście któryś z tych kosmetyków ???
Co o nich sadzicie ???

Zużycia w lipcu

$
0
0

1. LE PETIT MARSEILIAISżel pod prysznic i do kąpieli - miałam go w wersji pomarańcza i grejpfrut. Podobał mi się ten zapach. Ogólnie żel był dobry i sprawdził się w codziennym użytkowaniu. Więcej na jego temat napisałam TUTAJ.

2. ON LINEżel pod prysznic i do kąpieli - drugi dobry żel, który używałam. Ten również dobrze oczyszczał, ale jego zapach już nieco mniej mi się podobał. Była to wersja Lotus Flower, z dodatkiem ekstraktu z kwiatu lotosu. Zapach jednak miał taki dziwnie mydlany.


3. PILOMAX szampon codzienny do włosów cienkich bez objętości - był on delikatny dla włosów, skutecznie je oczyszczał i nie plątał przy tym. Sam szampon jednak nie nada włosom objętości. To już zależy od sposobu ich suszenia i wymodelowania. Zawiera on SLS, ale w składzie ma też kasztanowiec, pokrzywę, pantenol i kolagen morski. Problem jaki miałam z tym produktem stanowiło opakowanie. Niby płaskie od góry, więc można bez problemu trzymać je do góry dnem, aby wspomóc wydobycie zawartości. Niestety nie sprawdziło się to rozwiązanie. Z powodu twardej butelki szampon wyciskało się bardzo ciężko. Jak widzicie na zdjęciu butelka jest cała zmasakrowana.

4. EXCLUSIVE COSMETICS SPA dla dłoni - jest to produkt w postaci foliowych rękawiczek nasączonych kompleksem różnych składników. Między innymi znajduje się tutaj kwas hialuronowy, kolagen, proteiny kaszmiru, masło Shea, mocznik, olej jojoba. Rękawiczki takie trzyma się ok. 20-30 minut na dłoniach, a następnie zdejmuje. Pozostałą warstwę wmasowuje się w skórę aż do całkowitego wchłonięcia. Jest to produkt jednorazowego użytku. Jestem zadowolona z tych rękawiczek. Po ich ściągnięciu skóra jest fajnie nawilżona i odżywiona.


5. ORIFLAME Mascara Wonder Lash - był to jeden z lepszych tuszy jaki miałam. Podoba mi się jego formuła, szczoteczka i efekt jaki daje. Zdjęcie jak prezentuje się na rzęsach i trochę więcej na jego temat znajduje się TUTAJ.

6. L'OREAL Volume Million Lashes - miałam już kilka wersji tej maskary. Moją ulubioną jest fioletowa. Ale chciałam wypróbować też i czarną. Ma ona szczoteczkę taką samą jak wersja złota. Różnić się ma on niej tym, że ma być bardziej czarna. Stąd też jej nazwa Extra Black. Nie zauważyłam, aby ta czerń była mocniejsza od innych tuszy, które używałam. Na rzęsach wygląda tak jak inne czernie. Ale z wszystkich wersji, które miałam tą polubiłam najmniej. Na rzęsach daje taki naturalny delikatny efekt. Ja jednak wolałabym mocniejszy. A poza tym okropnie odbija się na powiekach. Nie lubię potem zmywać tych czarnym plamek z makijażu.

7. OCEANIC For Long Lashesserum przyspieszające wzrost rzęs - chciałam wypróbować jakąś odżywkę do rzęs, ale nie chciałam dużo za nią płacić. Ta standardowo kosztuje ok. 70 zł. Jednak co jakiś czas w SuperPharm są na nią świetne promocje i można wtedy dostać ją za ok. 40 zł. Nie pisałam jej recenzji na blogu, ponieważ używałam ją bardzo niesystematycznie. Czasem używałam ją 3 razy w tygodniu, a czasem tylko raz. Jednak mimo to zauważyłam efekty jej działania. Rzęsy stały się mocniejsze i znacznie dłuższe. Jestem z niej zadowolona i już kupiłam kolejną. 


A jak tam Wasze zużycia w tym miesiącu ???

Zakupy popełnione w lipcu

$
0
0

OCEANIC For Long Lashes serum przyspieszające wzrost rzęs - zużyłam już jedno opakowanie tego serum. Mimo że nie używałam go zbyt systematycznie, to rzęsy są po nim znacznie dłuższe i gęstsze. Osiągnęłam efekt fajnie wyglądających, ale zarazem niezbyt nachalnych, tylko takich bardziej naturalnych firanek rzęs. Standardowo kosztuje ok. 70 zł. Ale w lipcu była świetna promocja w SuperPharm i zapłaciłam za niego 44,99 zł.


MAX FACTOR 2000 Calorie - w lipcu skończyły mi się dwa tusze, więc potrzebowałam nowego. Kupiłam go przy okazji, gdy byłam w SuperPharm. Była też na niego promocja i kosztował 15,99 zł. Lubię ten tusz i co jakiś czas po niego sięgam.


INGLOT odświeżająca mgiełka do twarzy - wstapiłam też do Inglota. Chciałam wypróbować nową mgiełkę to twarzy. Występuje ona w dwóch wersach. Ja kupiłam tą do skóry tłustej i mieszanej. Jest jeszcze wersja do skóry suchej. Opakowanie pojemności 50 ml kosztuje 25 zł.

Dodatkowo skusiłam się na lipcowy ShinyBox. Już dawno żadnego pudelka nie kupowałam, a zawartość tego mi się spodobała:
- NOREL krem hialuronowy (mini produkt)
- COSMODERMA pasta cukrowa Sweet Skin (produkt pełnowymiarowy)
- ETRE BELLE krem do opalania Sun Care (mini produkt)
- SILCATIL sztyft ochronny przed otarciami (produkt pełnowymiarowy)
- dezodorant DOVE Beauty (produkt pełnowymiarowy)
- SHEFOOT krem odżywczy do stóp (produkt pełnowymiarowy)
- FARMONA peeling myjący Tutti Frutti (travel size)


A jak tam Wasze zakupy w tym miesiącu ???

AA Oil Infusion2 - żel micelarny do demakijażu

$
0
0
Mam swoje ulubione kosmetyki do demakijażu, ale od czasu do czasu nachodzi mnie chęć, aby wypróbować też i inne. Dzięki temu jeśli trafię na jakiś niezbyt dobrze działający, to jeszcze bardziej doceniam te, które stały się moimi ulubieńcami. A czasem może uda mi się odkryć jakąś nową perełkę. Dlatego właśnie zdecydowałam się na zakup żelu micelarnego do demakijażu marki AA z serii Oil Infusion2.


Żel znajduje się w plastikowej, przezroczystej butelce zamykanej na zatrzask. Wydobywa się go dobrze, bez problemu dozując tyle, ile nam potrzeba. Jak wskazuje nazwa ma on konsystencje żelową. Jest on gęsty, lekko kleisty. Ma przezroczystą barwę. Jego zapach jest delikatny, ale średnio przyjemny. Trudno go określić, ale czasami wydaje mi się jakbym wyczuwała zapach spirytusu. Na szczęście czuć go tylko jak się wącha w butelce, po wylaniu na wacik już jest niewyczuwalny. Szata graficzna opakowania jest bardzo prosta, ale zarazem ładna. Zwrócił on moją uwagę wśród innych kosmetyków, które stały na półce. Podoba mi się takie minimalistyczne wzornictwo.


Sposób jego użycia przedstawiony przez producenta jest taki: usunąć makijaż z twarzy, oczu i ust płatkami nasączonymi żelem micelarnym. Produkt nie wymaga zmycia. Czyli można go pozostawić na skórze.

Już moje pierwsze użycie tego żelu micelarnego nie wspominam dobrze. Postępując zgodnie z zaleceniami producenta nalałam go na płatek i jak zwykle przyłożyłam do zamkniętej powieki. Trzymam tak płatek przez chwile, aby rozpuścić makijaż. Okazało się, że żel sobie z tym słabo poradził. Na płatku znalazło się tylko trochę cieni do powiek, a z tuszem miał problem (a dodam, że ja nie używam tuszy wodoodpornych). Dodatkowo konsystencja tego żelu sprawia, że nieco opornie trze się nim po skórze. Aby zmył makijaż z oczu musiałam dokładać go więcej na wacik. Ale zaczęły mnie wtedy bardzo piec oczy. Skończyłam z zaczerwienionymi i załzawionymi oczami. Także do demakijażu oczu nigdy więcej go nie zamierzam używać. Przecieranie wacikiem twarzy też nie należało do przyjemnych. Co prawda nic mnie nie piekło, ani nie szczypało. Ale wacik bardzo opornie sunął po skórze, nie zmywając przy tym zbyt dobrze makijażu.

Dlatego zaczęłam go używać inaczej - jako typowego żelu do oczyszczania skóry po demakijażu. Nalewam ten żel micelarny na dłoń i myję zwilżoną buzię. Potem spłukuję wszystko wodą. W ten sposób sprawdza się dobrze. Nie zostawia uczucia ściągniętej skóry. A właściwie raczej daje efekt nawilżenia, który jest na tyle przyjemny, że nie mam potrzeby, aby od razu posmarować twarz kremem. W ten sposób sprawdza się dobrze. Ubywa on dosyć szybko z opakowania, dlatego przypuszczam, że będzie mało wydajny. Gdy zużyję to opakowanie, nie zamierzam kupować następnego.


Pojemność: 200 ml
Cena: ok. 15 zł, ja kupiłam go na promocji za ok. 10 zł
Skład:Aqua, Glycerin, Pentylene Glycol, Polysorbate 20, Propylene Glycol, Panthenol, Babassu Oil Glycereth-8 Esters, Avocado Oil Glycereth-8 Esters, Allantoin, Sodium Hyaluronate, Sodium Cocamphoacetate, Acrylates/ C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Xanthan Gum, Ethylhexylglycerin, Triethanolamine, Phenoxyethanol, Tetrasodium EDTA.


Mieliście ten żel micelarny ???
Co sądzicie o kosmetykach AA z serii Oil Infusion2 ???

SCHWARZKOPF Schauma Beauty Oil (olejek upiększający do włosów)

$
0
0
Od maja mam rozjaśnione włosy, które od tego momentu stały się niezwykle suche. Puszą się jeszcze bardziej niż kiedykolwiek. Szukałam różnych kosmetyków do włosów, które mogłyby coś na to zaradzić. Przypadkiem trafiłam na ten olejek.


Znajduje się on w małej plastikowej buteleczce. Zaopatrzona jest ona w wygodną do używania pompkę. Opakowanie jest przezroczyste i doskonale widać ile produktu w nim jeszcze zostało. Jest ono bardzo minimalistycznie ozdobione i dość ładnie się prezentuje. Olejek jest gęsty i ma intensywnie żółto-pomarańczowy kolor. Zawdzięcza to użytemu barwnikowi CI40800. Trzeba na niego uważać, bo znalazłam opinie, że włosy koloru chłodno platynowego może barwić na żółto. Moje włosy są rozjaśnione i wpadają w żółte tony, więc u mnie jest wszystko w porządku. Olejek ma bardzo piękny zapach. Jest on lekko słodkawy i bardzo przyjemny dla nosa. Po aplikacji utrzymuje się przez pewien czas na włosach.


Nie nakładam tego olejku na całe włosy - tylko od połowy ich długości aż po końcówki. Używam go jako produkt końcowy po myciu na suche już włosy. Radzi sobie doskonale z wygładzeniem i zmniejszeniem puszenia się włosów. Włosy stają się miękkie, bardziej zdyscyplinowane i mniej suche. Nie obciąża włosów, nie powoduje szybszego ich przetłuszczania. Ale ładnie je nabłyszcza. Jest bardzo wydajny. Na moje długie do ramion włosy wystarczy w zupełności jedna pompka tego olejku. Ma świetny skład: osiem olejków roślinnych, tylko dwa silikony, a także filtr UV.


Pojemność: 50 ml
Cena: ok. 17 zł
Dostępność: można go znaleźć w większości drogerii
Skład: Cyclomethicone  (silikon lotny), Dimethiconol (silikon zmywalny łagodnym szamponem), Helianthus Annuus Seed Oil (olej słonecznikowy)Sesamum Indicum Seed Oil (olej sezamowy)Sclerocarya Birrea Seed Oil (olej z maruli)Prunus Armeniaca Kernel Oil (olej z pestek moreli)Macadamia Ternifolia Seed Oil (olej makadamia)Argania Spinosa Kernel Seed Oil (olej arganowy)Olea Europaea Fruit Oil (oliwa z oliwek)Prunus Amygdalus Dulcis Oil (olej migdałowy)Octocrylene (filtr UV)Parfum (zapach)Linalool (zapach)Anise Alcohol (zapach)CI 40800 (barwnik).


Mieliście ten olejek ???
Co o nim sądzicie ???

DOUGLAS - Boom Eyes Mascara

$
0
0
Kosmetyki kolorowe to nowość w ofercie marki Douglas. Miałam możliwość zapoznać się z nimi na spotkaniu zorganizowanym przez markę w Rzeszowie. Jednym z upominków, które na nim dostałam jest właśnie ta maskara. Producent pisze, że zaopatrzył ją w innowacyjną szczoteczkę, która ma za zadanie otulać rzęsy, zwiększać ich objętość oraz długość. Miękka, kremowa konsystencja ma umożliwiać równomierne nakładanie bez grudek, czego efektem mają być rzęsy perfekcyjnie wymodelowane i otoczone kolorem - idealna dla intensywnych i wyrazistych oczu.


Maskara znajduje się w bardzo ładnym i eleganckim opakowaniu. Jest ono utrzymane w srebrno-czarnej kolorystyce. Uważam, że dobrze się ono prezentuje. Niestety ta srebrna część bardzo się brudzi. Zostają na niej ślady po dotknięciach. Wyraźnie widać odciski palców, co nie wygląda zbyt ładnie. Muszę ją często przecierać, bo nie lubię takich uciapanych opakowań. Maskara ma pojemność 8,5 ml i kosztuje 55 zł. Mam ją w odcieniu 1 Boomy Black. Jest to intensywny, czarny kolor. Konsystencja tuszu jest inna niż w tych co do tej pory używałam. Jest on dość gęsty, jakby kremowy i długo zastyga. Muszę uważać, aby przypadkiem nie zniszczyć sobie misternie ułożonych rzęs. A czasem mi się to zdarza, gdy na przykład chcę nanieść jeszcze poprawki w cieniach do powiek i przypadkiem dotknę pędzlem rzęs. 


Pierwszy raz mam tusz do rzęs ze szczoteczką tego typu. Ma ona kulkę na końcu. Wygląda to trochę jak maczuga. Niby rozwiązanie to miało zapewnić spektakularny efekt. Ja jednak nie potrafię się dobrze posługiwać tą szczoteczką. Staram się wyczuć jak ją najlepiej jest używać. Jednak za każdym razem efekt nie jest taki, jaki chciałabym osiągnąć. Tą kulką trudno jest mi dotrzeć do rzęs w kącikach, aby je umalować. A także źle rozczesuje się i układa pozostałe rzęsy. Szczoteczka aplikuje za dużo tuszu na raz. A jak chcę rzęsy ładnie rozczesać, to tylko bardziej się sklejają. Poza tym zostawia na nich małe grudki, które gdy chcę się zebrać, to jedynie zwiększa się ich ilość. Aby ogarnąć rzęsy przeczesuje je szczoteczką od innego tuszu.


Jedyne zalety tej maskary jakie zaobserwowałam to fakt, że trzyma się bez zarzutu cały dzień, nie kruszy się i nie osypuje. Wystarczy jedna warstwa, aby dobrze pokryć tuszem rzęsy. Nie trzeba już drugiej. A także jej mocny, czarny kolor. Niestety to za mało, abym przekonała się do tego tuszu. Przez ten czas co go mam i używam, powinnam już lepiej posługiwać się tą szczoteczką, a to cały czas sprawia mi problem.

Miałyście ten tusz do rzęs ???
Co o nim sądzicie ???

ZOEVA Lip Crayon - pomadka w kredce

$
0
0
Pomadkę w kredce chciałam już od pewnego czasu wypróbować. Nie wiedziałam jednak, na którą się zdecydować - tak wiele jest ich teraz dostępnych. Ostatecznie kupiłam Lip Crayon marki Zoeva, ponieważ lubię ich pędzle, a chciałam wypróbować też coś z kolorówki. Poza tym jeszcze nie miałam pomadki w formie kredki.


Jeśli chodzi o jej wygląd, to prezentuje się bardzo estetycznie. Minimalistyczne czarne opakowanie, z końcówką prezentującą jaki to jest kolor. Pomadka jest niesamowicie kremowa. Z wielką łatwością można zaaplikować ją na usta. W składzie zawiera witaminę E, olejek jojoba i wyciąg z rumianku. Dzięki temu nie wysusza ust. A wręcz przeciwnie - fajnie je nawilża. Jest mocno napigmentowana, dlatego wystarczy nią lekko musnąć wargi i już widać kolor. Nie jest matowa. Daje efekt lekko nabłyszczonych ust. Co mi się bardzo podoba. Dodatkowo jest dość trwała.


Lip Crayon Zoevy dostępny jest w 5 kolorach: Nude Hero, Sweet Heat, Second Chance, Tender Rose, oraz Silly Love. Zanim zdecydowałam, który odcień wybrać, przeglądałam wiele ich zdjęć. Wszystkie te kolory są ładne. Najbardziej jednak spodobał mi się Second Chance. Jest to stonowany, jasnoróżowy odcień. Wprost idealny do makijażu na co dzień. Nadaje ustom ładny kolor, ale nie wyróżnia ich za bardzo. Ja wolę mocniej podkreślać oczy. Tak właściwie, to chętnie zaopatrzyłabym się też i w pozostałe kolory tych pomadek. Szkoda tylko, że nie są one wysuwane. Trzeba je temperować, przez co lekko się marnują.


Pomadka ma pojemność 2,8 g i kosztuje 27,90 zł. Mi udało się ją kupić korzystając z kodu zniżkowego - 10%. Niby niewiele, ale zawsze to coś. Dzięki temu zapłaciłam za nią ok. 25 zł.

Mieliście tą pomadkę w kredce ???
Jakie są Wasze ulubione pomadki w kredce ???
Viewing all 654 articles
Browse latest View live