Dziś chciałabym podzielić się z Wami moimi spostrzeżeniami z używania podkładu Makeup Revolution The One Foundation. Występuje on w 16 wersjach kolorystycznych. Mnie jednak interesował tylko jeden z nich. A mianowicie odcień numer 1, czyli biały. Na wstępie chciałabym zaznaczyć, że trudno oceniać mi go jako podkład, bo go tak nie używam. Nie aplikuję go samego bezpośrednio na twarz, tylko mieszam z innymi podkładami.
Zainteresowałam się nim, ponieważ zawsze trudno mi było znaleźć podkład odpowiednio dobrany do mojej cery. Nawet kosmetyki polskich marek, produkujących na nasz rynek i dla potrzeb kobiet o występującym tu typie urody nie spełniały moich oczekiwań. Ja należę do tych bladolicych, dla których nawet najjaśniejsze odcienie podkładów dostępnych w drogeriach są za ciemne. Nie mam skóry w różowym tonie, ale całkiem w żółty też nie wpadam. Potrzeba mi podkładu o lekko beżowym zabarwieniu.
Jak to dobrze, że dowiedziałam się o The One Foundation. Za to właśnie lubię blogi. Przeglądając posty nieraz coś ciekawego zaobserwuję, co mogę potem u siebie wprowadzić. Od kiedy kupiłam ten biały podkład często jest bardzo przydatny. Dzięki mieszaniu go z moimi nieco za ciemnymi podkładami, mogę uzyskać odcień jaki mi pasuje. Trzeba tylko wziąć pod uwagę, że nie rozjaśnia on podkładów aż o kilka tonów. Do tego się nie nada. Jest przydatny w sytuacji, gdy podkład jest dla mnie dopasowany latem, gdy się nieco opalę, a potem zimą ten podkład staje się już nieco za ciemny. Wtedy rozjaśniam go troszkę białym MUR.
Kwestią, nad którą zastanawia się wiele osób, jest to czy The One zmienia właściwości podkładów, z którymi go łączymy. Moja odpowiedź brzmi: to zależy od proporcji w jakich go użyjemy. MUR ma bardzo wodnistą konsystencje. Wygląda jak woda o białym zabarwieniu. Dlatego ja używam go bardzo niewiele. Na jedną wyciśniętą pompkę podkładu daję tylko kropelkę tego białego. Wtedy uzyskuje efekt, o który mi chodziło - podkład jest jaśniejszy, nie tracąc przy tym swoich właściwości. Zmienia jedynie konsystencje podkładu na nieco lżejszą, ale nie traci na tym krycie.
Parę razy jednak zdarzyło mi się wydobyć go za dużo (to w związku z tą jego wodnistą konsystencją). Wtedy po zmieszaniu otrzymałam bardzo rozrzedzony podkład, który tracił na kryciu i na innych właściwościach, np. matujących. Nie wyglądał tak jak chciałam. W tym wypadku mniej znaczy więcej. Najlepiej używać go w małych ilościach, a dzięki temu dodatkowo będzie bardzo wydajny.
Bardzo chciałam pokazać to na zdjęciach. Niestety mój aparat nie był w stanie uchwycić tej subtelnej różnicy między lekko rozjaśnionym podkładem, a tym standardowym. Na zdjęciach obie wersje wyglądały tak samo. Dopiero jak bardzo mocno rozjaśniłam podkład, to widać jest różnicę. Na zdjęciu poniżej można zaobserwować jak bardzo biały MUR jest w stanie rozjaśnić podkład. Ja do codziennego makijażu nie potrzebuję aż takiego efektu. Ale tylko w ten sposób mogłam to pokazać.
Z tego co czytałam pozostałe wersje kolorystyczne też są tak rzadkie. Dlatego nie kupiłam ich więcej - nie wyobrażam sobie aplikować na twarz tak rzadki podkład. Więcej go pewnie spłynie niż zostanie na skórze. Pewnie nie będzie miał też dobrego krycia. Dlatego właśnie moja recenzja nie zajmuje się tym odcieniem numer 1 jako takim typowym podkładem. Ja używam go tylko do rozjaśniania za ciemnych podkładów. W ten sposób uratował mi nie jeden podkład przed wyrzuceniem, bo mogę lepiej dopasować jego odcień. Myślę, że warto go mieć w swojej kosmetyczce. Dodatkowo nie jest on drogi. Standardowa cena to ok. 20 zł. Mi udało się go kupić na promocji za 9,99 zł.
A Wam przydałby się taki biały podkład?
Co o nim sądzicie?