Na początek zacznę od produktu zaklasyfikowanego do kategorii, którą Maxineczka bardzo fajnie określa jako "meh". Bardzo lubię słuchać w jaki sposób wymawia to słowo w swoich filmach. Szkoda, że nie mogę go puścić tu jako podkład dźwiękowy do tego wstępu. Ale wróćmy już do produktu, który znalazł się w tej kategorii. Zachciało mi się wypróbować kosmetyków Smart Girls Get More. Na początek skusiłam się na False Lashes Mascara, która ma za zadanie pogrubić i wydłużyć rzęsy.
Znajduje się ona w ładnym, zielonym opakowaniu. Ma szczoteczkę taką jaką lubię - małą i silikonową. Niestety efekt jaki daje na rzęsach nie zadowala mnie. Jest za delikatny - nawet jak nałożę jej dwie warstwy. Więcej się nie da, bo zaczyna za bardzo sklejać rzęsy. Powinna spodobać się osobom lubiącym delikatny efekt. Ładnie rozdziela rzęsy i je układa. Ja jednak potrzebuję trochę mocniejszego efektu. Niestety również długo zastyga na rzęsach. Gdy już skończę makijaż i czasem chcę jeszcze coś poprawić przy cieniach do powiek, to rzęsy sklejają się i układają nie tak jak powinny. Trzeba je jeszcze raz przeczesać.
Nie spodziewałam się, że tak polubię matowe pomadki do ust. Mam już kilka w kredce, jednak ostatnio najczęściej sięgam po te płynne. Chciałabym pokazać Wam moje dwie najulubieńsze, które gdy mam nałożone na usta, to czuję się w nich bardzo dobrze. Nie będę się tu o nich rozpisywać. Sami popatrzcie jakie to piękne kolory. Obie dobrze kryją i posiadają aksamitne półmatowe wykończenie. A dodatkowo są bardzo trwałe. Równomiernie ścierają się z ust, pozostawiając na nich delikatną mgiełkę koloru, która utrzymuje się jeszcze przez kilka godzin.
Jedna to świetnie znana wielu osobom Liquid Matte Lipstick z Golden Rose.Urzekł mnie jeden z tych nowszych odcieni - a mianowicie numer 13. Jest to piękny nudziak. Ma ciepły i jasny odcień. Druga jest do niej zbliżona kolorem (tylko nieco ciemniejsza), ale jest z innej firmy. To Pure Velour Lips marki Zoeva w odcieniu Clear Message.
Następny kosmetyk bardzo mnie zaciekawił, ale na początku również i zadziwił. Wygląda ślicznie w tym białym opakowaniu ze srebrnymi zdobieniami, a w środku kolorowe zygzaki - dwa odcienie beżu, ciepły róż oraz delikatna perła. Jak go używać? Nazwa nieco na to naprowadza: Shyshine Nude Powder. Czyli że to puder. Producent wskazuje, że można stosować go na całą twarz lub w formie rozświetlacza.
Na początku bałam się go wypróbować. Ale okazało się że po zmieszaniu razem tej czterokolorowej zygzakowatej mozaiki ładnie wygląda ona na skórze - i o dziwo bardzo naturalnie. Preferuję pudry sypkie, ale ostatnio najchętniej sięgam po ten Dr Ireny Eris. Używam go na całą twarz, ponieważ efekt, który daje jako rozświetlacz jest zbyt delikatny. A właściwie go nie zauważam, bo nie widzę w nim żadnych błyszczących drobinek - według mnie jest to produkt matowy. Dobrze utrwala makijaż i nadaje skórze ładny, satynowy wygląd.
Na początku bałam się go wypróbować. Ale okazało się że po zmieszaniu razem tej czterokolorowej zygzakowatej mozaiki ładnie wygląda ona na skórze - i o dziwo bardzo naturalnie. Preferuję pudry sypkie, ale ostatnio najchętniej sięgam po ten Dr Ireny Eris. Używam go na całą twarz, ponieważ efekt, który daje jako rozświetlacz jest zbyt delikatny. A właściwie go nie zauważam, bo nie widzę w nim żadnych błyszczących drobinek - według mnie jest to produkt matowy. Dobrze utrwala makijaż i nadaje skórze ładny, satynowy wygląd.
Jeszcze początkiem roku oglądałam film Katosu z jej ulubieńcami niekosmetycznymi 2016 r. Były wśród nich szczotki do włosów, które bardzo mnie zaciekawiły. Są one marki The Wet Brush. Kupiłam dwa modele. Jedna to Wet Brush Epic Quick Dry, czyli szczotka przyspieszająca suszenie włosów. Jest ona dość duża i ma liczne prześwity umożliwiające dopływ strumienia powietrza z suszarki. Ma wyprofilowany kształt wygięty w lekki łuk.
Druga szczotka jest bardzo leciutka i malutka (mniej więcej wielkości dłoni). Ma bardzo delikatne igiełki, bo zakończone kuleczką. W trakcie czesania nie ciągnie, nie łamie, ani nie wyrywa włosów (na szczotce zostaje tyle włosów ile naturalnie wypada). Można używać jej do rozczesywania włosów zarówno suchych jak i mokrych. Dostępna jest w kilku kolorach - ja zdecydowałam się na tą śliczną zieleń. Lubię nią rozczesywać włosy, sięgam po nią nawet częściej niż po Tangle Teezer.
W marcu pisałam Wam o marce kosmetyków, która bardzo mnie zaciekawiła. Do tego stopnia, że zdecydowałam się kupić kilka próbek, aby je przetestować. Ta marka to Balance Me, a natknęłam się na nią będąc w TkMaxx. Jakiś czas później w tymże też sklepie udało mi się kupić dwa kosmetyki pełnowymiarowe: krem i mgiełkę do twarzy.
Podczas używania tych próbek jednym z kosmetyków, który spodobał mi się najbardziej był Moisture Rich Face Cream. Jest to gęsty i treściwy krem, który zapewnia odpowiednią dawkę nawilżenia. Jego skład oparty jest na maśle Shea, olejku jojoba, które moja skóra bardzo lubi. Zimą świetnie się sprawdził. Obawiałam się trochę, czy nie będzie za ciężki do stosowania latem. Jednak okazuje się, że moja skóra dalej świetnie na niego reaguje, nie obciąża jej, dlatego dalej chętnie po niego sięgam. Osoby zainteresowane jego składem zapraszam do postu, w którym opisałam próbki tych kosmetyków (TUTAJ).
Druga szczotka jest bardzo leciutka i malutka (mniej więcej wielkości dłoni). Ma bardzo delikatne igiełki, bo zakończone kuleczką. W trakcie czesania nie ciągnie, nie łamie, ani nie wyrywa włosów (na szczotce zostaje tyle włosów ile naturalnie wypada). Można używać jej do rozczesywania włosów zarówno suchych jak i mokrych. Dostępna jest w kilku kolorach - ja zdecydowałam się na tą śliczną zieleń. Lubię nią rozczesywać włosy, sięgam po nią nawet częściej niż po Tangle Teezer.
W marcu pisałam Wam o marce kosmetyków, która bardzo mnie zaciekawiła. Do tego stopnia, że zdecydowałam się kupić kilka próbek, aby je przetestować. Ta marka to Balance Me, a natknęłam się na nią będąc w TkMaxx. Jakiś czas później w tymże też sklepie udało mi się kupić dwa kosmetyki pełnowymiarowe: krem i mgiełkę do twarzy.
Podczas używania tych próbek jednym z kosmetyków, który spodobał mi się najbardziej był Moisture Rich Face Cream. Jest to gęsty i treściwy krem, który zapewnia odpowiednią dawkę nawilżenia. Jego skład oparty jest na maśle Shea, olejku jojoba, które moja skóra bardzo lubi. Zimą świetnie się sprawdził. Obawiałam się trochę, czy nie będzie za ciężki do stosowania latem. Jednak okazuje się, że moja skóra dalej świetnie na niego reaguje, nie obciąża jej, dlatego dalej chętnie po niego sięgam. Osoby zainteresowane jego składem zapraszam do postu, w którym opisałam próbki tych kosmetyków (TUTAJ).
Nowością dla mnie okazał się Skin Bright Toning Mist. Sięgałam po tą mgiełkę często zwłaszcza w trakcie upalnych dni. Świetnie odświeża skórę i szybko się wchłania. Daje skórze ukojenie i lekkie nawilżenie. Producent wspomina, że można używać jej też na makijaż. Przeznaczona jest do wszystkich typów cery.
Skład INCI:Aqua, Glycerin (Vegetable), Polyglyceryl-4 Caprylate, Hydrolyzed Hyaluronic Acid, Anthemis Nobilis (Roman Chamomile) Flower Oil (1), Ananas Sativus (Pineapple) Fruit Extract, Rosa Centifolia (Rose Absolute) Flower Oil (1), Citrus Aurantium (Neroli) Flower Oil (1), Nardostachys Jatamansi (Spikenard) Root Oil (1), Citrus Aurantium Bergamia (Bergamot) Fruit Oil (1), Pelargonium Graveolens (Rose Geranium) Flower Oil (1), Achillea Millefolium (Yarrow) Leaf Oil (1), Citric Acid, Sodium Hydroxide, Sodium Dehydroacetate, Dehydroacetic Acid, Potassium Sorbate, Brnzyl Alcohol, Limonene (2), Linalool (2), Geraniol (2), Citronellol (2), Citral (2), Farnesol (2).
(1) - natural pure essential oil
(2) - naturally occurring in essential oils
W maju przypomniałam sobie o Hercule Poirot. Jest to najlepszy kryminał, który mogę oglądać godzinami. Ależ Agata Christie miała zmysł i polot do pisania takich wspaniałych intryg. Najbardziej podobają mi się te odcinki, w których gra David Suchet. Jest ich sporo, bo 70 - a ja już jestem w trakcie oglądania tych ostatnich. Poirot w niesamowity sposób rozwiązuje swoje sprawy. Mimo że w większości odcinków chodzi o to samo (o pieniądze, o spadek), to każdy z nich jest inny, każdy trzyma w napięciu do samego końca. Lubie oglądać te filmy też ze względu na cudowną starą architekturę, piękne posiadłości, ogrody i kostiumy. Tu ważne jest wszystko, nie tylko fabuła, dlatego odcinki są bardzo klimatyczne. Co ja będę robić jak obejrzę wszystkie Herkulesy?
A jacy są Wasi ulubieńcy z ostatnich miesięcy?